niedziela, 7 września 2014

paradajz, czyli niebo w gębie

Kiedy po raz pierw­szy zoba­czy­łam słowo para­dajz, byłam pewna że to nazwa wła­sna z pogra­ni­cza lin­gwi­stycz­nego żartu. Czu­łam się przy­go­to­wana na tomat, swoj­skie pomi­dor wspólne dla paru naro­dów, nawet na coś zupeł­nie nie do sko­ja­rze­nia z niczym, ale to mnie zasko­czyło.

Oto serb­sko­chor­wacki para­dajz – węgier­ski para­dic­som – sło­wacka para­dajka – sło­weń­ski para­di­žnik.
Z lawendą, ona chyba wszę­dzie brzmi pra­wie tak samo.


suszone pomidory w oliwie, kwiatowa przyprawa, lawendowe przetwory, jadalne kwiaty


suszone pomi­dory z lawendą w oleju
kilka kilo­gra­mów doj­rza­łych pomi­do­rów podłuż­nej odmiany
olej roślinny (u mnie pół na pół rze­pa­kowy z oliwą)
czo­snek
gałązki bazy­lii
kwiaty lub gałązki lawendy
ocet bal­sa­miczny
sól

Pomi­dory bar­dzo dokład­nie umyć*, prze­kroić wzdłuż, w zależ­no­ści od pre­fe­ren­cji usu­nąć gniazda nasienne lub nie. Suszyć w pie­kar­niku przy otwar­tych drzwicz­kach. Ukła­dać skórką do dołu bar­dzo cia­sno, bo i tak znacz­nie zmniej­szą obję­tość. Wyko­rzy­stać tyle blach, ile tylko się zmie­ści.
Ważne jest, żeby pomi­dory nie zago­to­wały się, a więc tem­pe­ra­tura wewnątrz nie powinna prze­kro­czyć 100°C. W moim elek­trycz­nym pie­kar­niku opty­malne było usta­wie­nie 110°C z ter­mo­obie­giem. Drzwiczki blo­kuje się przed zamknię­ciem np. trzon­kiem drew­nia­nej łyżki. Czasu susze­nia wła­ści­wie nie da się prze­wi­dzieć – zależy od owo­ców, pie­kar­nika, a nawet wil­got­no­ści powie­trza. Nieu­su­nięte gniazda nasienne znacz­nie wydłu­żają susze­nie, dla­tego mi zajęło ok. 6h. Pomi­dory mają być suche, ale ela­styczne i zacho­wać czer­wony kolor, nie­znacz­nie tylko ciem­nie­jąc. Część pomi­do­rów warto zamro­zić, zaj­mują mało miej­sca i można je zamknąć w sło­ikach póź­niej albo wyko­rzy­stać w takiej for­mie**.

Do wypa­rzo­nych sło­ików raczej nie więk­szych niż 0,35 litra wło­żyć pokro­jony lub wyci­śnięty ząbek czosnku, gałązkę bazy­lii i lawendy albo dużą szczyptę kwia­tów, wlać około łyżeczkę octu bal­sa­micz­nego. Ukła­dać dość cia­sno suszone pomi­dory, posy­pać solą (można posło­dzić, jeśli owoce były kwa­śne) i zalać ole­jem. Zakrę­cić i paste­ry­zo­wać przez godzinę. Pomi­dory pod­czas pod­grze­wa­nia pęcz­nieją, dla­tego mogą wysta­wać poza poziom oleju. Mimo to dzięki paste­ry­za­cji nie powinny się zepsuć.


* Cho­dzi o ewen­tu­al­nych pro­du­cen­tów tok­syny botu­li­no­wej. Nie­stety, są dość odporne na wysoką tem­pe­ra­turę i sama paste­ry­za­cja nie eli­mi­nuje pro­blemu. Dla­tego też konieczne jest zakwa­sze­nie prze­two­rów octem.
** Niebez­pieczne bak­te­rie odpo­wie­dzialne za tok­syny potrze­bują warun­ków bez­tle­no­wych. Susze­nie i krót­kie nama­cza­nie w oleju jest zupeł­nie bez­pieczne.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz