Złaziłam jakiś wiek temu Warmię z bochenkiem baltonowskiego i płaskim czeskim salami w plecaku. Dobrze to wspominam, a Zośka też nie narzekała. Dojadałyśmy papierówkami prosto z drzew.
Ale spotykam z niezwykłą powtarzalnością zupełnie inny model turystycznego jadłospisu. Kaszka dla niemowląt z mlekiem w proszku i pasztet drobiowy z puszki na chrupkim pieczywie (śniadanie), kuskus z mielonką (obiad), zupka chińska z Radomia znów z konserwą (kolacja). A sporadycznie trafiają się wojskowe racje żywnościowe obowiązkowo ze sztućcami, papierem toaletowym i cukierkiem w środku albo pomysły typu słonina w pszennych tortillach, żeby było na raz lekko i kalorycznie. Wiadomo jeszcze, że istnieją liofilizaty, ale jakoś ich powszechnie na szlakach nie widać. Każdy może wybrać, co mu pasuje, tylko warto wiedzieć, że nie jest się skazanym na kuskus.
Równie lekkie, co obrzydła kasza makaronowa są płatki zbożowe. Owsiane znają wszyscy, są też takie z gryki, jęczmienia, żyta, prosa i pszenicy/orkiszu. Gniecione ziarno gotowe do spożycia po kilkuminutowym przegotowaniu albo zaparzeniu. Zwykle i tak co najmniej raz dziennie potrzeba do czegoś wrzątku, więc mieszanie w garze na ognisku czy palniku dwie minuty dłużej nie stanowi problemu. Do tego spora garść dzikiego zielska i/lub grzyby, trochę ziół i tak, Franuś, jak bardzo chcesz, możesz dorzucić konserwę.
Ostatnio grzyby dopisały, nie trzeba było nawet schodzić ze szlaku,
żeby upolować zajączki i kurki. Najprostszą propozycją zamiast
zupki w proszku i kuskusu jest gęsty krupnik z podgrzybkami i dzikim
oregano. Akurat na deszczowy wieczór.
Dzikie oregano, czyli lebiodka pospolita (Origanum vulgare), jest łatwe do rozpoznania, zawsze też można upewnić się po zapachu, czy właściwie się oznaczyło napotkaną roślinę. Jest on bardziej aromatyczny i bardziej żywy, zielony niż w przypadku suszonych ziół, ale zdecydowanie podobny. W krupniku oregano można zastąpić na przykład bluszczykiem kurdybankiem.
Danie oparte na tym samym założeniu to kasza z kurkami
i krwawnikiem. Krwawnika (Achillea millefolium) jest wszędzie pełno, na zdjęciu widać jego
pierzaste drobne listki i białe kwiaty. Pasowałaby mi również
macierzanka, ale w pobliżu jej nie było.
kasza z kurkami i krwawnikiem
pół litra wody
pół litra kurek
150 g płatków jęczmiennych
listki krwawnika
sól, pieprz
Do osolonego wrzątku wsypać dokładnie opłukane i niezbyt drobno pokrojone kurki i gotować 5 minut. Dosypywać po łyżce kaszę, a kiedy zacznie się pienić z zamiarem wykipienia, zamieszać, zdjąć z ognia i przykryty garnek odstawić na dwie minuty. Doprawić pieprzem i w razie potrzeby dosolić. Gotować jeszcze minutę ciągle mieszając. Przed podaniem posypać drobno posiekanym krwawnikiem.
Z podanych proporcji wyszedł cały litrowy kubek, a więc spora porcja dla dwóch ludzi. Świeże leśne grzyby nawet przyrządzone w tak prosty sposób biją smakiem kostki rosołowe i temu podobne polepszacze. Można je wcześniej przesmażyć na oleju, który najwygodniej w teren zabrać w małej plastikowej buteleczce po sosie sojowym, takiej jak dostaje się do sushi na wynos.
dzięki za przepisy, najczęściej żywię się w górach własnej produkcji zupą i płatkami więc fajnie wiedzieć co jeszcze można dorzucić. Jadałam głównie pokrzywy, lebiodkę pospolitą, szczypior i szczaw, jesienią grzyby, owoce, kasztany (na południu Europy), a tu widzę, że sporo jedzenia minęłam z braku wiedzy ... :)
OdpowiedzUsuńBardzo chciałam rozwinąć dział przepisów terenowych, ale gotowanie ich w domu to już nie to samo, a na szlaku zawsze mam kogoś do bezzwłoczenego nakarmienia i jeszcze często pada za kołnierz albo pada bateria aparatu. ;) Obiecuję, że nadrobię!
Usuń