środa, 18 kwietnia 2018

taki wałek!

Od kiedy pozna­li­śmy trdel­niki na jar­marku w Pra­dze, pla­no­wa­li­śmy przy­go­to­wać je wła­sno­ręcz­nie. Tra­dy­cyj­nie pie­cze się je na powie­trzu nad praw­dzi­wym żarem i taki też był nasz zamiar. Nie mamy ele­ganc­kiego grilla spe­cjal­nie do tego celu, ale byli­śmy pewni, że impro­wi­zo­wane metody ogni­skowe się spraw­dzą. Nie­stety, kiedy zagnie­cione cia­sto już wyra­stało, deszcz pokrzy­żo­wał nam szyki. Wymy­śli­łam szybko tech­no­lo­gię domową wyko­rzy­stu­jącą pie­kar­nik.




Poza zamianą węgli na elek­trykę, wpro­wa­dzi­łam jesz­cze jedną odmianę wzglę­dem sło­wac­kiej (i cze­skiej) tra­dy­cji. Zamiast cyna­monu doda­łam korzeń kuklika pospo­li­tego (Geum urba­num), ogro­do­wego chwa­stu. To nie­po­zorna i łatwa do usu­wa­nia roślina, nie ma zapę­dów impe­ria­li­stycz­nych, ale u nas jest tak pospo­lita, że rośnie nawet pomię­dzy pły­tami chod­ni­ko­wymi. Jej korze­nie są wyraź­nie słod­kie, mają aro­mat goździ­ków i przy­praw korzen­nych. Cyna­mon na ciastku jest tro­chę banalny, a ten smak pasuje ide­al­nie jako zastęp­stwo.




Mam nadzieję, że znaj­dzie­cie jesz­cze w kuchen­nych szu­fla­dach zwy­kły drew­niany wałek do cia­sta, albo naj­le­piej od razu dwa. Jeżeli spró­bu­je­cie upiec trdel­nik w ten spo­sób, szybko prze­ko­na­cie się, że do tego celu naj­le­piej spraw­dzają się wałki z jed­nego kawałka drewna, bo łatwiej je obra­cać. Przyda się też duża meta­lowa miska. Srebrny kolor wpraw­dzie roz­pra­sza cie­pło i przez to nie obej­dzie się bez obra­ca­nia wał­ków pod­czas pie­cze­nia (to dla­tego pie­kar­niki są w środku czarne), ale będzie ide­al­nym ste­la­żem i przy oka­zji wyła­pie wszyst­kie sypiące się okru­chy. Koniecz­nie zrób­cie naj­pierw próbę całego zestawu sprzętu w zim­nym pie­kar­niku, żeby mieć pew­ność, że wszystko pasuje, a drzwiczki się domy­kają.




trdel­ník

(pro­por­cje na 4 kuchenne wałki, czyli około 8 por­cji)

posypka

200 g orze­chów wło­skich
100 g brą­zo­wego cukru
4–6 roze­tek kuklika wyrwa­nych z korze­niami
(lub tra­dy­cyj­nie łyżeczka mie­lo­nego cyna­monu)

Kukliki w cało­ści dokład­nie umyć i wysu­szyć. Nie odci­nać list­ków, będą słu­żyły do trzy­ma­nia. Ciąć korze­nie nożycz­kami od koń­có­wek na jedno-dwu­mi­li­me­trowe odcinki, zosta­wia­jąc kawa­łek od nasady liści, na wypa­dek, gdyby ukrył się tam pia­sek. Roz­drob­nić blen­de­rem orze­chy z cukrem i pocię­tymi korzon­kami (lub cyna­mo­nem) na posypkę o struk­tu­rze przy­po­mi­na­ją­cej bułkę tartą.


cia­sto

200 ml cie­płego mleka
2 łyżeczki suchych droż­dży

Rozmie­szać droż­dże w mleku i odsta­wić na 5 minut.

140 g masła
4 żółtka
100 g bia­łego cukru
700 g mąki
szczypta soli
1 białko do sma­ro­wa­nia cia­sta
łyżka oleju do natłusz­cze­nia wał­ków

Masło roz­pu­ścić i ostu­dzić, żeby było let­nie. W spo­rej misce ubić żółtka z cukrem na jasną, puszy­stą masę. Cią­gle ubi­ja­jąc, dole­wać masło, a potem droż­dżowy roz­czyn. Mąkę prze­siać razem z solą i dodać do mokrych skład­ni­ków. Kiedy się połą­czą, zagnia­tać mini­mum 15 minut. Cia­sto ufor­mo­wać w kulę i w przy­kry­tej folią misce odsta­wić do wyra­sta­nia w cie­płe miej­sce na około godzinę. Będzie raczej twarde i już mu tak zosta­nie.

Dwa drew­niane wałki do cia­sta prze­trzeć ole­jem. Pie­kar­nik nagrzać do 180 stopni (ter­mo­obieg). Podzie­lić cia­sto na 4 czę­ści lub mniej­sze kawałki wygodne do wał­ko­wa­nia. Trzy­mać pod folią albo wil­gotną ście­reczką. Z każ­dej czę­ści for­mo­wać wałe­czek o śred­nicy około 1,5 cm, lekko spłasz­czać i nawi­jać na drew­niany wałek zawi­ja­jąc oba końce pod cia­sto. W razie potrzeby wałeczki skle­jać ze sobą, żeby pokryć całą dłu­gość wałka. Gotowy wałek odkła­dać na miskę opie­ra­jąc rącz­kami o jej brzeg. Po nawi­nię­ciu dwóch, posma­ro­wać je dookoła roz­trze­pa­nym biał­kiem. Wysy­pać orze­chowo-korzenny cukier na tacę odpo­wied­niej sze­ro­ko­ści i lekko doci­ska­jąc, obto­czyć cia­sto w gru­bej war­stwie posypki. Prze­kła­dać wałki na miskę i całość wło­żyć do pie­kar­nika. Piec około 35 minut, obra­ca­jąc deli­kat­nie w poło­wie pie­cze­nia. Kroić przed zdję­ciem z wałka i gorące jesz­cze raz obto­czyć w posypce, tym razem bez doci­ska­nia. Jak wałki wysty­gną, można przy­go­to­wy­wać drugą por­cję (albo nie tak od razu, cia­sto zawi­nięte w folię spo­koj­nie poczeka do następ­nego dnia w lodówce).
Trdel­niki naj­lep­sze są cie­płe. Łasu­chy mogą posma­ro­wać je wewnątrz dże­mem, cze­ko­ladą albo masłem orze­cho­wym.

Nadwyżkę posypki przechowywać w lodówce w szczelnym pojemniku albo zużyć jako farsz do szwedzkich bułeczek.





19 komentarzy:

  1. To pyszne drożdżowe ciasto jadamy czasem na Wybrzeżu, nie wpadłam na pomysł, by wykorzystać wałek do ciasta. Muszę pomyśleć nad wersją hard (na grubym kiju) Wykorzystanie kuklika też ciekawe, ja pewnie do ciasta wrzuciłabym marchewnik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marchewnik jest taki deserowy, prawda. Inny w charakterze, ale pasowałby do wielu wypieków.
      Wersja trdelnika na dużo grubszym kiju może okazać się wyzwaniem, chociaż ognisko lub grill powinny dać radę.

      Usuń
  2. cudny pomysł, ja w tym cieście zakochałam się na Węgrzech. Moja córka podczas ostatniego pobytu w Budapeszcie tylko to jadła....tylko skąd ja teraz znajdę drewniany wałek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurtoszkołacz to bliźniak trdelnika. :)
      Czasem sprzedają bukowe wałki na festynowych kramach, ale jako pierwszy trop polecam szuflady u mamy, babci lub teściowej.

      Usuń
    2. u teściowej to się boję zajrzeć gdziekolwiek poza salonem, a mamie sama sprezentowałam różowy i sylikonowy jak moje dziecko rozprawiło się z tradycyjnym wałkiem co ze 40 lat miał. No nic sezon festynów i jarmarków się rozkręca, może uda się znaleźć :)

      Usuń
    3. Rozumiem, sama zamieniłam drewnianą stolnicę na silikonową matę. Teraz planuję zaopatrzyć się w nowe drewniane deski do krojenia, a wszędzie dostępny jest wyłącznie bambus. Powodzenia w szukaniu. :)

      Usuń
  3. Jesteś matką wynalazków. Ujęło mnie to wyrastanie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drożdżowe sprawia mi tyle frajdy, że po prostu musiałam to jakoś pokazać. :)
      Czasem myślę, że całą tą wykałaczkowo-spinaczową inżynierię i improwizowane narzędzia powinnam podawać w formularzach jako swój pierwszy zawód...

      Usuń
    2. Mnie jak Monikę, ujęło wyrastanie i to, w jaki sposób sobie poradziłaś z niedogodnościami pogodowymi. Wygląda apetycznie :)

      Usuń
  4. A jeśli szuflady u mamy i babci okażą się puste, to polecam puste puszki po piwie. Z obu stron (w denku i na wieczku) należy przedziurawić (duży gwóźdź i młotek :)) tak, by można było włożyć szpikulec do szaszłyków. Puszki szczelnie owinąć folią aluminiową, żeby powierzchnia była gładka, nadziać na szpikulec, lekko posmarować olejem i dalej postępować tak, jak z wałkiem. Można też piec bez użycia szpikulca, wówczas puszki należy ustawić pionowo na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Trzeba jedynie pamiątać, by owinąć je szczelnie ciastem, aby podczas pieczenia ciasto nie obsunęło się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozważałam pieczenie na butelkach szklanych nad żarem, ale puszek aluminiowych akurat nie. (Nawet nie miałabym skąd ich wziąć, bo jako opakowania piwa unikam. Aluminium z kwaśnym to nic dobrego.)
      W pionie nie próbowałam, skoro mam swój poziomy patent. Naprawdę wychodzi równo? ;)

      Usuń
  5. Upiekłam i jestem zachwycona:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę! A w wersji chwaścianej, czy cynamonowej? :)

      Usuń
  6. Robiłam trdelniki lata temu.
    Na rolkach z papieru toaletowego kształtowałam folię aluminiową, po ściągnięciu jej z rolki nawijałam ciasto na folię i wychodziły bardzo zgrabnie, ale mam świadomość, że folia nie jest zbyt zdrowym rozwiązaniem :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też poszłaś w wersję mniej słodką niż oryginał? :)
      Dopóki potrawa nie jest kwaśna, aluminium nie powinno reagować, ale ja folii używam tylko do ziemniaków pieczonych w żarze.

      Usuń