Połowa maja. Zbieram kwiatostany sosny z drzewa rosnącego na skraju mazowieckiego lasu. Nie mam czasu się nimi zająć, więc usuwam brązowe łuski i zalewam miodem spadziowym iglastym, prezentem z Podlasia. Wstawiam słoik do lodówki.
Połowa października. Wracam z porannych zakupów z chlebem gryczanym z pobliskiej piekarni. Pieczony na liściach, w smaku jest jak gościnna zamojszczyzna. Wyciągam masło i hajnowski ser z popiołem od Serów z Puszczy. Patrzę na ten kontrastowy marmurek, gryzę szeroki plaster. Jest kremowy i taki pełny w smaku, ale rozglądam się jeszcze za ostatnim elementem. I przypomina mi się ta majowa sosna.
niedziela, 6 grudnia 2020
geografia regionalna
niedziela, 22 listopada 2020
owocności
Razem z początkiem epidemii zaczęłam więcej pracować. Tak wyszło, że sporo wcześniej na długie zimowe wieczory wzięłam sobie dodatkową robotę. Ale sytuacja rozwinęła się dość nieoczekiwanie. Zwykłe zadania i obowiązki nagle zyskały dodatkowy ciężar, bo chociaż nie jestem medykiem, po drugiej stronie byli pacjenci. Bez wyjątku - największe ryzyko, sama kruchość istnienia. Jeździłam przez wyludnione Miasto pustymi tramwajami do pracy, a wszystko wokół wyglądało jak nocne godziny podczas dnia polarnego. Z biur poznikali pracownicy, w holach wieżowców powoli usychały kwiaty doniczkowe, kolejne piekarnie i kawiarnie zdejmowały szyldy. Wracałam do domu i siadałam do drugiej, zupełnie innej roboty. Znajomi pisali o sposobach na nudę i dziesiątkach przeczytanych książek. Pękała mi skóra na dłoniach od dezynfekcji, a w nadwyrężonych oczach naczynka. Krótką przerwę raz dziennie rozpoczynałam od sprawdzenia, co u Kasi, która wtedy szła przez zimową Szwecję. Ta śnieżna wolność dodawała otuchy. A w jednym z budynków niedaleko pracy ktoś wieczorami grał na trąbce i w ciszy ten dźwięk niósł się niesamowicie daleko.
Pamiętam najdziwniejsze święta wielkanocne jako zanurzone w niekończącym się marcu. Mijały tygodnie, a to wrażenie i nieznośne napięcie nerwów nie odpuszczało całkiem. Najpierw namiastkę rozluźnienia dawały krótkie wybuchy czarnego humoru, potem powoli cały ten niepokój drętwiał, aż wszyscy przyzwyczaili się do niego. Ludzie zaczęli wracać na swoje miejsca, tłoczyć się w zbiorkomie. Ostrożnie wzięłam do rąk pierwszą od miesięcy książkę, sięgnęłam po aparat. Zorientowałam się że jest lato. I dzikie owoce.
Wszyscy wiemy, jak jest teraz, pod różnymi względami. Co u Was?
Mam trochę zdjęć i chociaż nie do końca wierzyłam, że w ogóle je tutaj pokażę, to przecież właśnie po to je robiłam. Nie chcę myśleć teraz o grudniu, kto wie, jaki będzie - wolę wspominać. Tu jest tak kameralnie, że nikt nie będzie miał mi za złe, jak ucieknę wstecz. To uciekam.
piątek, 7 lutego 2020
fiku
Ostatnio to wszystko miałam w sierpniu. Co powiecie na bardzo sierpniowy deser?
jogurt po bałkańsku
mały kubek gęstego bałkańskiego jogurtu
zielona figa w syropie (np. albańskie gliko fiku) lub świeża dojrzała figa i łyżeczka miodu
garść orzechów laskowych albo posiekane migdały
Owoce, miód, orzechy - tak jogurt jadają na całych Bałkanach. Słoik fig przywiozłam z południa i tej formie mają wspaniały kokosowy (!) aromat, tak charakterystyczny dla zielonych części drzew figowych. Drobne orzechy zebrała z dzikiej leszczyny na jesieni moja babcia i dała mi w prezencie. Zachwycający podarunek. I nawet słońce się znalazło.
A w końcu znowu lato wybuchnie z wszystkich sił* i znów będę nieoswojona z tym słonecznym blaskiem, rekordowymi upałami i suszą.
* PS. Byłam na ostatnim koncercie, nie mogłam tego przegapić.
niedziela, 1 grudnia 2019
benvenuto e addio
Łaskawy mieliśmy listopad. W Mieście kwitły lilaki i ozdobne wiśnie, a w Białowieży zawilce. (Może one akurat zdążyły z nasionami?) Prawie wszystkie rodzinne pomidory dojrzały, z ostatnich zielonych zrobiłam sałatkę caprese w stylu południowowłoskim. Ta wersja klasycznego przepisu jest o wiele smaczniejsza, dzięki kwaskowatości i chrupkości pół-dojrzałych pomidorów, które dopiero w tej formie tworzą kontrast dla delikatnej kremowości sera i słodkawego aromatu bazylii.
caprese z południowych Włoch
zielone i pół-dojrzałe pomidory
mozzarella z bawolego mleka
liście bazylii
oliwa extra virgin
Pomidory różnych odmian - lub po prostu ulubione - pokroić w plastry. Ser również, albo porozrywać palcami na pasma, zgodnie z jego strukturą. Bazylię grubo pokroić i posypać sałatkę. Na końcu wszystko skropić oliwą.
Przez długie, złe miesiące wasz zapach będę czuł!
poniedziałek, 22 lipca 2019
pięciornik
Tak trochę jest z pięciornikiem gęsim (Potentilla anserina). Bardzo łatwo go oznaczyć, wystarczy zapamiętać nazwę srebrnik odnoszącą się do jasnego spodu pierzastych liści. Jeszcze łatwiej spotkać - nawet na Islandii porasta kamieniste pobocza. Ma pojedyncze żółte kwiaty i podziemne łodygi, a po koszeniu wypuszcza młode liście, które można jeść nawet na surowo.
tofu z pięciornikiem
pół litra młodych liści pięciornika gęsiego
kostka tofu
5 łyżek wody
sos sojowy
olej do smażenia
Rumian żółty (Anthemis tinctoria) jest rośliną leczniczą o działaniu przeciwskurczowym i napotnym. Same płatki jego kwiatów w takiej ilości nie ujawnią tych właściwości i stanowią po prostu jadalną dekorację.
poniedziałek, 1 lipca 2019
dla mnie soja
Bez bulionu dashi (rybnego lub wegetariańskiego) nie jest to prawdziwa japońska misoshiru, ale takie uproszczenie często pozwala przełamać nieufność wobec nowości. Fermentowana pasta sojowo-ryżowa może wydawać się trudna do skojarzenia ze znanymi smakami nawet bez dodatku wodorostów o obco brzmiących nazwach i nietutejszych grzybów. Aromat dania oczywiście będzie się różnił, ale zastosowanie odpowiednich składników uwydatni go. Kluczową japońską zasadą dobierania dodatków jest sezonowość, a w to dzikie rośliny wpisują się, jak nic innego. Bylica doda charakteru, podagrycznik smak warzyw korzeniowych, uszaki bzowe łagodnie grzybowy i chrupką konsystencję. Ważne jest użycie prawdziwego sosu sojowego, bo podróbki z dodatkiem cukru i karmelu mogą wszystko zepsuć.
Przy okazji kilka słów o tofu. Nie jest to łatwy składnik, zwykle trzeba go poddawać różnym etapom przygotowawczym, żeby zamaskować i wykorzystać to, że właściwie nie ma smaku. (Zerknijcie, co poleca Monika.) Dlatego łatwo się zrazić, a wtedy zupa z czymś takim nie wydaje się dobrym pomysłem. A jednak! Nie wiem, czy istnieje inna potrawa, do której właśnie nieobrobione tofu pasowałoby tak dobrze.
zupa miso z bylicą i podagrycznikiem
(2 porcje)600 ml wody
kilkanaście małych uszaków bzowych
pół kostki tofu
garść szczytów pędów bylicy
3-5 młodych liści podagrycznika
1,5 łyżki jasnej pasty miso
sos sojowy
łyżeczka sezamu
Do wrzącej wody dodać umyte grzyby i gotować 3-5 minut (świeże krócej, a zupełnie suche mogą wymagać dłuższego czasu). Rośliny posiekać - podagrycznik raczej drobno, bylicę można grubiej - i dodać do garnka. Pokroić tofu w drobną kostkę. Zdjąć zupę z ognia i dokładnie rozmieszać pastę. Dołożyć tofu, doprawić całość sosem sojowym - dodałam go łyżeczkę, na końcu wsypać sezam.
niedziela, 30 czerwca 2019
glamping
Na początek kilka zdjęć, ale ziołową zupę miso i tofu z pięciornikiem niedługo przedstawię bliżej.