sobota, 18 sierpnia 2018

pod sosną

Na siedzunie chodzę do lasu, który nie bardzo obfituje w inne grzyby i w ogóle żadne z niego cenne siedlisko. Trafia się po kilka kurek, czasem kania na skraju, ze zwierząt co najwyżej sarny, więc właściwie nic nie rozprasza w marszu zygzakiem od sosny do sosny. Pierwszego szmaciaka znalazłam tam kiedyś niespodziewanie. Później wiedziałam już, czego szukać. Kolejne trafienia zaznaczam na mapie - nie po to, żeby wrócić pod konkretne drzewo, bo raz zebrany owocnik nie odrośnie już w tym sezonie, a i w kolejnych latach nie musi się pojawić na znanym miejscu - rozkład punktów powoli się zagęszcza i mogę obserwować zasięg występowania tych grzybów. Nie są dobrą wróżbą dla porażonych sosen, bo grzyb rozkłada ich drewno, ale to sosny sadzone na opał, a pasożyt niezwykle ciekawy i wcale nie częsty.




Pokazywałam już przepis na siedzunia smażonego po polsku i wykorzystanie suszonego w zielonym risotto. Tym razem japońska receptura, która ma wszystko co potrzeba, czyli niewiele składników, słuszną prostotę i świetny smak.




hanabiratake bataa shoyu itame
(smażony siedzuń sosnowy w sosie sojowym)

(2 porcje)

niewielki siedzuń (ok. 200 g)
2 łyżki masła
2 łyżki wody
łyżka sosu sojowego
cebulowy szczypior do posypania

Siedzunia oczyścić z większych pozostałości leśnej ściółki, najlepiej kilka razy przepłukać i wysuszyć. Rozdzielić dłońmi na cząstki wielkości jednego kęsa, a twarde pasma znajdujące się wewnątrz, oddzielnie pokroić. Rozgrzać masło na patelni, na początek przesmażyć pokrojone kawałki, aż stracą objętość, wtedy dodać resztę grzyba. Smażyć chwilę, żeby wszystko równomiernie zmiękło, podlać wodą i odparować. Przed podaniem polać sosem sojowym i posypać cebulą.

7 komentarzy:

  1. Mój ojciec nazywał to coś "kozią bródką" a mama wyrzucała mu to z koszyka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Waleczna jestem i sobie wyrzucić nie dam! :) Ale siedzuń faktycznie początkowo budził sprzeciw w części rodziny, podobnie jak lakówki ametystowe i właściwie wszystkie nadrzewne. Teraz trochę przywykli.

      Usuń
  2. A ja chciałam go zrobić trochę tak, jak te cudownie chrzęszczące grzybki mun ;) czyli z marchewką w zapałkę i porem... taka niby-chińszczyzna. I szukając inspiracji trafiłam do Ciebie. Twój przepis prosty - lubię proste - ale jak myślisz, trochę udziwnienia mu nie zaszkodzi? :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, uszaki mają bardzo fajną konsystencję, nawet jeśli nie zachwycają intensywnością smaku. ;)
      Robiłam zupę z siedzunia z tymi składnikami - nie powinny go przytłoczyć, najwyżej ilość przypraw można dobrać. Jest z resztą dość uniwersalny, pasują do niego nie tylko azjatyckie inspiracje, ale prawie każdy sprawdzony sposób na leśne grzyby powinien dobrze zagrać, chociaż byłabym może ostrożna z kiszoną kapustą. :)
      Pozdrowienia.

      Usuń
  3. w moich stronach nazywa się to baraniuszek

    OdpowiedzUsuń
  4. Regionalne nazwy są świetne, przechowują wiedzę o najstarszych tradycjach.

    OdpowiedzUsuń