Siedzuń sosnowy to najładniejsza nazwa tego grzyba (Sparassis crispa). Kaś nazywa go, też słusznie, szmaciak gałęzisty, a babcia Potwora zawartość naszego koszyka określiła jako kozią brodę. Mimo to musieliśmy udowadniać w domu, że jest jadalny. Atlas, który nam do tego posłużył, tłumaczony z niemieckiego leksykon, twierdzi, że jest podobny do - uwaga! - przycupniętej kwoki.
Grzyb może być tak duży, że jeden starczy na spory posiłek - nie tylko kształtem przypomina kalafiora, jest również podobnych rozmiarów. Smakuje leśnie i orzechowo, a szczególnie sprawdza się w potrawach, których nie chcemy zabarwić wywarem z ciemnych grzybów. Nadaje się do duszenia, suszenia i marynowania. Ponieważ jest delikatny i chrupiący, wystarczy krótka obróbka termiczna.
siedzuń na maśle
siedzuń sosnowy
2 łyżki masła
cebula
ząbek czosnku
sól, pieprz
Siedzunia starannie oczyścić - można go wypłukać i zostawić do obeschnięcia. Podzielić na niewielkie kawałki. Cebulę drobno pokroić. Na patelni rozgrzać masło, zeszklić cebulę, a kiedy zacznie się rumienić, dołożyć przeciśnięty przez praskę czosnek. Dodać rozdrobnionego grzyba i sporo posolić. Smażyć nie dłużej niż 5 minut. Przed podaniem oprószyć pieprzem.
Suszenie jest jeszcze prostsze - pokrojony grzyb świetnie schnie na grzejniku w kuchni.
Polecam też risotto z suszonym siedzuniem sosnowym, w którym majowe chwasty można zastąpić np. szpinakiem i siedzunia po japońsku.
fajny wpis
OdpowiedzUsuń