czwartek, 22 lipca 2021

ogród ziołowy

Pół roku wyskrobywania czasu spomiędzy notatek, tabelek i konspektów wykładów. Wyszkolili mnie, sprawdzili, (wkurzyli), certyfikowali i nareszcie wynurzyłam się - prosto w upał. Sprawdzam, czy umiem czytać książki i czy dym ogniskowy pachnie, jak dawniej.

Najpierw ruszyłam do Puszczy na maliny, spadające gwiazdy i piwo z trawą żubrową. Zanim zniknęły mi ze skóry ślady po tamtejszych krwiopijcach, już buszowałam po ziołowym ogrodzie na Wsi w poszukiwaniu neutralnych w smaku liści do wymyślanej na poczekaniu sałatki. Ale dlaczego właściwie liście miałyby być neutralne? Niech będą charakterne!



sałatka z melisy i kwiatów koniczyny


garść kwiatów białej i czerwonej koniczyny
bukiet melisy
kilka gronek czerwonych porzeczek

Zebrać najmłodsze kwiatostany koniczyny, które nie zaczęły jeszcze przekwitać. Koniecznie w bezpiecznym, czystym miejscu, bo nie będą myte, żeby nie stracić ich słodyczy. Melisę opłukać i oddzielić listki od łodyżek. Mogą pozostać mokre. Porzeczki oddzielić od szypułek i dodać w całości, albo jeszcze lepiej, rozgnieść widelcem, żeby utworzyły owocowy sos.

Słodkie kwiaty, cytrynowo-zielona melisa i kwaśne porzeczki smakują razem odświeżająco i lekko, w sam raz na upał.

sobota, 28 listopada 2020

nie w czas

Wrzesień. Bardzo pechowy powrót z Puszczy Białowieskiej przedłuża się tak, że kosz zebranych grzybów muszę wyrzucić do rowu pod lasem. Są też większe straty, ale ze zbiorów zostaje tylko bukiet dzikiego oregano, no i zrzut łosia.

Listopad. U mamy na parapecie, w misce - to niemożliwe, a jednak - dojrzewają ostatnie letnie pomidory odmiany Koralik.



makaron z pomidorkami i kaparami ze stokrotek


0,5 kg pomidorków
łyżka kaparów z solonych stokrotek
łyżka suszonego oregano
2 łyżki oliwy
0,25 kg makaronu kokardki albo innego krótkiego
sól

Pomidorki przekroić na połówki. Ułożyć wypukłością do góry na posmarowanej oliwą nieprzywierającej patelni, posypać stokrotkami oraz połową oregano i podsmażać na małym ogniu (bez mieszania) około kwadransa, aż zmiękną i delikatnie zbrązowieją. Makaron ugotować w osolonej wodzie na półtwardo, odcedzając zostawić ćwierć szklanki wody z gotowania. Przełożyć makaron na patelnię z pomidorami, podlać wodą z gotowania i podgrzewać około 3 minuty, aż sos zgęstnieje. Rozłożyć na dwie porcje i znów sypnąć oregano.

niedziela, 18 października 2020

geografia regionalna

Połowa maja. Zbieram kwiatostany sosny z drzewa rosnącego na skraju mazowieckiego lasu. Nie mam czasu się nimi zająć, więc usuwam brązowe łuski i zalewam miodem spadziowym iglastym, prezentem z Podlasia. Wstawiam słoik do lodówki.

Połowa października. Wracam z porannych zakupów z chlebem gryczanym z pobliskiej piekarni. Pieczony na liściach, w smaku jest jak gościnna zamojszczyzna. Wyciągam masło i hajnowski ser z popiołem w typie Morbier od Serów z Puszczy. Patrzę na ten kontrastowy marmurek, gryzę szeroki plaster. Jest kremowy i taki pełny w smaku, ale rozglądam się jeszcze za ostatnim elementem. I przypomina mi się ta majowa sosna.









niedziela, 20 września 2020

owocności

Razem z początkiem epidemii zaczęłam więcej pracować. Tak wyszło, że sporo wcześniej na długie zimowe wieczory wzięłam sobie dodatkową robotę. Ale sytuacja rozwinęła się dość nieoczekiwanie. Zwykłe zadania i obowiązki nagle zyskały dodatkowy ciężar, bo chociaż nie jestem medykiem, po drugiej stronie byli pacjenci. Bez wyjątku - największe ryzyko, sama kruchość istnienia. Jeździłam przez wyludnione Miasto pustymi tramwajami do pracy, a wszystko wokół wyglądało jak nocne godziny podczas dnia polarnego. Z biur poznikali pracownicy, w holach wieżowców powoli usychały kwiaty doniczkowe, kolejne piekarnie i kawiarnie zdejmowały szyldy. Wracałam do domu i siadałam do drugiej, zupełnie innej roboty. Znajomi pisali o sposobach na nudę i dziesiątkach przeczytanych książek. Pękała mi skóra na dłoniach od dezynfekcji, a w nadwyrężonych oczach naczynka. Krótką przerwę raz dziennie rozpoczynałam od sprawdzenia, co u Kasi, która wtedy szła przez zimową Szwecję. Ta śnieżna wolność dodawała otuchy. A w jednym z budynków niedaleko pracy ktoś wieczorami grał na trąbce i w ciszy ten dźwięk niósł się niesamowicie daleko.

Pamiętam najdziwniejsze święta wielkanocne jako zanurzone w niekończącym się marcu. Mijały tygodnie, a to wrażenie i nieznośne napięcie nerwów nie odpuszczało całkiem. Najpierw namiastkę rozluźnienia dawały krótkie wybuchy czarnego humoru, potem powoli cały ten niepokój drętwiał, aż wszyscy przyzwyczaili się do niego. Ludzie zaczęli wracać na swoje miejsca, tłoczyć się w zbiorkomie. Ostrożnie wzięłam do rąk pierwszą od miesięcy książkę, sięgnęłam po aparat. Zorientowałam się że jest lato. I dzikie owoce.

Wszyscy wiemy, jak jest teraz, pod różnymi względami. Co u Was?


 
Trześnie, przysmak niedźwiedzi.

 
Dziki bieszczadzki agrest i agrestowo-bzowy beskidzki kompot, którego składu nie rozgryzłam.
 
 
Borówka bagienna we wrześniowym słońcu i sierpniowej mżawce.
 

Zbieranie żurawiny.


Mam trochę zdjęć i chociaż nie do końca wierzyłam, że w ogóle je tutaj pokażę, to przecież właśnie po to je robiłam. Nie chcę myśleć teraz o przyszłości, kto wie, jaka będzie - wolę wspominać. Tu jest tak kameralnie, że nikt nie będzie miał mi za złe, jak ucieknę wstecz. To uciekam.

piątek, 7 lutego 2020

fiku

Przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości zajmuje mi około roku, a podstawowe oswojenie - pół. I po pierwsze, ciągle nie dotarło do mnie, że skończyło się lato, jak to się w ogóle mogło stać. A po drugie, prawie nie piszę tutaj, a to głównie dlatego, że tak mało chodzę; tak się porobiło, że zawodowo siedzę na tyłku. Nie żeby zupełnie, a nawet w pracy gimnastykuję się przy ścianie, wydeptuję ścieżki do służbowych urządzeń, wiercę się, kręcę, siadam po turecku i w kwiecie lotosu. To nie dlatego nie piszę, że nie ma roślin, bynajmniej nie dlatego, że nie ma tematów. Nie piszę, bo u mnie najpierw piszą nogi, idę i myślę, potem trzeba czasu i słów, a do zdjęć dziennego światła.

Ostatnio to wszystko miałam w sierpniu. Co powiecie na bardzo sierpniowy deser?




jogurt po bałkańsku


mały kubek gęstego bałkańskiego jogurtu
zielona figa w syropie (np. albańskie gliko fiku) lub świeża dojrzała figa i łyżeczka miodu
garść orzechów laskowych albo posiekane migdały

Owoce, miód, orzechy - tak jogurt jadają na całych Bałkanach. Słoik fig przywiozłam z południa i tej formie mają wspaniały kokosowy (!) aromat, tak charakterystyczny dla zielonych części drzew figowych. Drobne orzechy zebrała z dzikiej leszczyny na jesieni moja babcia i dała mi w prezencie. Zachwycający podarunek. I nawet słońce się znalazło.




A w końcu znowu lato wybuchnie z wszystkich sił* i znów będę nieoswojona z tym słonecznym blaskiem, rekordowymi upałami i suszą.


* PS. Byłam na ostatnim koncercie, nie mogłam tego przegapić.

niedziela, 1 grudnia 2019

benvenuto e addio

Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie!

Łaskawy mieliśmy listopad. W Mieście kwitły lilaki i ozdobne wiśnie, a w Białowieży zawilce. (Może one akurat zdążyły z nasionami?) Prawie wszystkie rodzinne pomidory dojrzały, z ostatnich zielonych zrobiłam sałatkę caprese w stylu południowowłoskim. Ta wersja klasycznego przepisu jest o wiele smaczniejsza, dzięki kwaskowatości i chrupkości pół-dojrzałych pomidorów, które dopiero w tej formie tworzą kontrast dla delikatnej kremowości sera i słodkawego aromatu bazylii.




caprese z południowych Włoch


zielone i pół-dojrzałe pomidory
mozzarella z bawolego mleka
liście bazylii
oliwa extra virgin

Pomidory różnych odmian - lub po prostu ulubione - pokroić w plastry. Ser również, albo porozrywać palcami na pasma, zgodnie z jego strukturą. Bazylię grubo pokroić i posypać sałatkę. Na końcu wszystko skropić oliwą.




Przez długie, złe miesiące wasz zapach będę czuł!

poniedziałek, 22 lipca 2019

pięciornik

Są takie rośliny, bardzo pospolite i z pewnością jadalne, na które zupełnie nie zwraca się uwagi. Niecharakterysteczne w smaku, traktowane jako domieszka dodająca pozostałej zieleninie objętości i różnorodności gatunkowej albo rezerwa, z której zawsze można zrobić potrawę typu szpinak, czyli zielonawą papkę.

Tak trochę jest z pięciornikiem gęsim (Potentilla anserina). Bardzo łatwo go oznaczyć, wystarczy zapamiętać nazwę srebrnik odnoszącą się do jasnego spodu pierzastych liści. Jeszcze łatwiej spotkać - nawet na Islandii porasta kamieniste pobocza. Ma pojedyncze żółte kwiaty i podziemne łodygi, a po koszeniu wypuszcza młode liście, które można jeść nawet na surowo.




tofu z pięciornikiem


pół litra młodych liści pięciornika gęsiego
kostka tofu
5 łyżek wody
sos sojowy
olej do smażenia

Liście umyć i pokroić. Tofu rozgnieść widelcem. Na patelni rozgrzać olej i podsmażać tofu przez około 5 minut, do lekkiego zrumienienia, Nawet jeśli przywrze do zbyt cienkiego dna turystycznej patelni, to nie będzie duży problem. Dolać wody i wsypać liście. Doprawić sosem sojowym. Gotować do odparowania wody.

Tofu z pięciornikiem podałam z kaszą jaglaną, posypane płatkami złocienia maruny rumianu. 




Rumian żółty (Anthemis tinctoria) jest rośliną leczniczą o działaniu przeciwskurczowym i napotnym. Same płatki jego kwiatów w takiej ilości nie ujawnią tych właściwości i stanowią po prostu jadalną dekorację.