niedziela, 20 września 2020

owocności

Razem z początkiem epidemii zaczęłam więcej pracować. Tak wyszło, że sporo wcześniej na długie zimowe wieczory wzięłam sobie dodatkową robotę. Ale sytuacja rozwinęła się dość nieoczekiwanie. Zwykłe zadania i obowiązki nagle zyskały dodatkowy ciężar, bo chociaż nie jestem medykiem, po drugiej stronie byli pacjenci. Bez wyjątku - największe ryzyko, sama kruchość istnienia. Jeździłam przez wyludnione Miasto pustymi tramwajami do pracy, a wszystko wokół wyglądało jak nocne godziny podczas dnia polarnego. Z biur poznikali pracownicy, w holach wieżowców powoli usychały kwiaty doniczkowe, kolejne piekarnie i kawiarnie zdejmowały szyldy. Wracałam do domu i siadałam do drugiej, zupełnie innej roboty. Znajomi pisali o sposobach na nudę i dziesiątkach przeczytanych książek. Pękała mi skóra na dłoniach od dezynfekcji, a w nadwyrężonych oczach naczynka. Krótką przerwę raz dziennie rozpoczynałam od sprawdzenia, co u Kasi, która wtedy szła przez zimową Szwecję. Ta śnieżna wolność dodawała otuchy. A w jednym z budynków niedaleko pracy ktoś wieczorami grał na trąbce i w ciszy ten dźwięk niósł się niesamowicie daleko.

Pamiętam najdziwniejsze święta wielkanocne jako zanurzone w niekończącym się marcu. Mijały tygodnie, a to wrażenie i nieznośne napięcie nerwów nie odpuszczało całkiem. Najpierw namiastkę rozluźnienia dawały krótkie wybuchy czarnego humoru, potem powoli cały ten niepokój drętwiał, aż wszyscy przyzwyczaili się do niego. Ludzie zaczęli wracać na swoje miejsca, tłoczyć się w zbiorkomie. Ostrożnie wzięłam do rąk pierwszą od miesięcy książkę, sięgnęłam po aparat. Zorientowałam się że jest lato. I dzikie owoce.

Wszyscy wiemy, jak jest teraz, pod różnymi względami. Co u Was?


 
Trześnie, przysmak niedźwiedzi.

 
Dziki bieszczadzki agrest i agrestowo-bzowy beskidzki kompot, którego składu nie rozgryzłam.
 
 
Borówka bagienna we wrześniowym słońcu i sierpniowej mżawce.
 

Zbieranie żurawiny.


Mam trochę zdjęć i chociaż nie do końca wierzyłam, że w ogóle je tutaj pokażę, to przecież właśnie po to je robiłam. Nie chcę myśleć teraz o przyszłości, kto wie, jaka będzie - wolę wspominać. Tu jest tak kameralnie, że nikt nie będzie miał mi za złe, jak ucieknę wstecz. To uciekam.

8 komentarzy:

  1. Jak to miło, że wróciłaś:)
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mario czekaliśmy na Twój powrót. To Twój blog, Twoje wspomnienia :) Pokaż je nam, a obejrzymy je z przyjemnością :) Dziwny to czas dla nas wszystkich. My przesiedzieliśmy lato w domu i nie wybieraliśmy się nawet nad morze, żeby uniknąć tłumów, które w tym roku były ogromne. Do domu zawitała czworonożna członkini rodziny - sunia Megi, adoptowana. Jesteśmy we trójkę bardzo szczęśliwi :) Eksplorujemy las i mamy dużo zajęć. Pozdrawiamy serdecznie p.s. do Kasi z pewnością też zajrzymy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajęci, szczęśliwi i w lesie - to świetny zestaw. Serdeczności, również dla czterech łap!
      Kiedy ja Was nadrobię? :)

      Usuń
  3. Super, że jesteś z nami! Miejmy nadzieję, że zachowasz teraz regularność? :D

    OdpowiedzUsuń