czwartek, 21 czerwca 2018

oszukać przeznaczenie

Internet bije po oczach stylizowanym niemarnowaniem, trochę mieszczuch ten internet. Bo na wsi wiadomo, zbiera się tyle, ile potrzebne i opłacalne. To co rodzi samo, zwykle zostaje samo sobie. Gdzie nie ma rąk do zbioru, zawsze zostają szpaki. A czasem klęski urodzaju nie przeskoczysz. Mimo to te truskawki ktoś zebrał z szaloną nadzieją, że będą zjedzone. I po sąsiedzku podarował. Małe, bure, zapiaszczone, w dodatku pogniotły się w wiaderku. Najładniejsze z nich poszły do kompotu. Pozostałe wyrwałam smutnemu przeznaczeniu w ostatniej chwili.




ocet truskawkowo-bzowy


1 kg truskawek
1,5 l wody
6 łyżek cukru
6 baldachów czarnego bzu

Przygotowania jak zawsze: wyparzyć słoik i łyżkę, rozpuścić cukier w wodzie. Bez na kilka minut rozłożyć na białej ściereczce lub papierze, żeby pozbyć się owadów. Truskawki umyć, kwiatów absolutnie nie. Owoców można nie pozbawiać szypułek, o ile nie ma się planów późniejszego ich wykorzystania. Wodę, truskawki i kwiaty umieścić w słoju zostawiając zapas miejsca, dokładnie wymieszać. Przykryć ściereczką lub ręcznikiem papierowym, zabezpieczyć gumką i odstawić w ciepłe miejsce.

Truskawki są z natury bardzo nietrwałe i dlatego ten ocet wymaga na początku więcej uwagi niż inne. Przez pierwszą dobę warto go mieszać jak najczęściej. Owoce, które unosząc się będą wystawały nad poziom płynu, będą narażone na rozwój pleśni, a jeżeli na powierzchni octu pojawią się nawet najmniejsze jej ogniska, należy go uznać za zepsuty. Od tej zasady odstąpiłam tylko raz, właśnie przy occie truskawkowym. Wystarczyło pierwszej nocy po nastawieniu zostawić go na kilka godzin i pójść spać, rano na dwóch wystających truskawkach zaobserwowałam małe plamki w szarym kolorze. Nie miałam pewności, czy to pleśń, a owoce dały się wyjąć, bez dotykania innych w słoju, dlatego ocet dostał jeszcze szansę. Gdyby były rozdrobnione, ewentualnej pleśni nie dałoby się zdjąć, ale mogłaby też nie wystąpić - kto wie.

Ten ocet bardzo szybko zaczął pracować, pewnie dzięki bzowym dzikim drożdżom. Fermentacja była raczej burzliwa i chociaż po dwóch pierwszych dobach ryzyko wystąpienia pleśni stało się już minimalne, dalej był mieszany częściej niż dwa razy na dobę, żeby go odgazować. A po niecałych dwóch tygodniach jednej nocy wszystko opadło. Został przefiltrowany, żeby pozbyć się pestek i zlany do butelek.


Gotowy ocet z truskawek ma arbuzowy kolor i jest niezwykle aromatyczny. Przy przelewaniu jego zapach unosił się w całym domu, a ręce po zakręceniu butelek pachniały mi świeżymi owocami. Kojarzy się bardzo deserowo i pewnie to zaważy na wykorzystaniu, albo nawet... przeznaczeniu.


10 komentarzy:

  1. ależ on ma piękny kolor! :) całkiem niedawno zrobiłam ciasto z takim połączeniem smaków, a w zeszłym sezonie dżem :) jedno z moich ulubionych połączeń lata :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałam zrobić ocet z samego bzu, ale nie udał mi się :(

    OdpowiedzUsuń
  3. kwiaty bzu mi umknęły,zapatrzyłam się, ale może w przyszłym roku dopilnuję, i nie zamknę ich tylko na zdjęciu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrafią umknąć, wiem z doświadczenia, z resztą właśnie zaplanowanych zdjęć nie zdążyłam zrobić im w tym roku. ;)

      Usuń
  4. Pewnie, że tak - wieś gospodaruje oszczędniej!
    Wyprowadziliśmy się z miasta na sporo czasu i nabrałam dystansu do gromadzenia jedzenia.
    Ocet cudowny!
    Kwiaty bzu uchwyciłam jedynie na nalewkę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o kompostownik łatwiej na wsi, więc nawet cała ta niewygodna materia resztkowa przydaje się, a nie zalega.
      W tym roku wyjątkowo trudno nadążyć za kwitnieniem i owocowaniem.

      Usuń
  5. Czy mozna nastawic ocet z suszonycu kwiatow bzu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim wypadku najlepszy będzie macerat octowy, czyli zalanie kwiatów gotowym octem np. jabłkowym o delikatnym aromacie. Mniej pracy, mniejsze ryzyko, a gotowy wyrób będzie miał więcej dobroczynnych właściwości.

      Usuń