sobota, 20 stycznia 2018

mów do mnie tygrysie!

Z przy­mru­że­niem oka, ina­czej się nie da. Syn bry­tyj­skiego par­la­men­ta­rzy­sty, który nosząc imiona Edward Michał, zmie­nił je na ksywkę Misiek, wstą­pił na trzy lata do woj­ska, a potem został naczel­nym dowódcą skau­tów. Pisze powie­ści, kręci pro­gramy tele­wi­zyjne o sztuce prze­trwa­nia, kie­dyś wszedł na Eve­rest, a nie­dawno wydał książkę kuchar­ską bez­glu­te­nowo-bez­na­bia­łową (nie wie­dział­bym pew­nie o tym, ale jego zdję­cie z blen­de­rem kie­li­cho­wym zer­kało wtedy zachę­ca­jąco z wystaw wielu księ­garni). W każ­dym razie to wszystko wygląda, jakby świet­nie się bawił.




„Ekstre­malne jedze­nie” zostało prze­tłu­ma­czone na „Jeść, by prze­trwać”.
Napię­cie jest daw­ko­wane, więc po przed­sta­wie­niu kilku tech­nik kuchni polo­wej, opi­sy­wane są rośliny, potem grzyby, ryby i mor­skie stwo­rze­nia z wodo­ro­stami. Całe trzy­na­ście roślin podzie­lo­nych na cztery strefy kli­ma­tyczne, do tego sie­dem tru­ją­cych. Pięć grzy­bów jadal­nych i pięć tru­ja­ków. Sześć gatun­ków wodo­ro­stów i dzie­więć mor­skich zwie­rząt. Co cie­kawe, mor­skie ptaki też zostały zali­czone do frutti di mare. Następne roz­działy doty­czą polo­wa­nia na ssaki i ptaki oraz przy­go­to­wa­nia mięsa. Kolejne – owa­dów z paję­cza­kami, pła­zów i gadów. Opi­sa­nych jest tyle samo robali, co roślin. Jesz­cze tylko węzły i koniec.

Czarno-białe ryciny nie­zbyt wier­nie oddają rze­czy­wi­stość, więc ozna­cza­nie gatun­ków na ich pod­sta­wie jest raczej nie­moż­liwe. Łaciń­skie nazwy podane są tylko przy grzy­bach, jed­nak dziwi brak wzmianki o zarod­ni­kach jako cesze cha­rak­te­ry­stycz­nej przy roz­po­zna­wa­niu. Za to pod­kre­śla­nia pożyw­no­ści grzy­bów ni­gdy dość w kraju grzy­bia­rzy, gdzie cią­gle sły­szy się bzdurę, że grzyby nie mają żad­nych war­to­ści odżyw­czych.




Nie liczy­łam prze­pi­sów, nie­które wyglą­dają tak jak na zdję­ciu wyżej i nie sądzę, żeby kie­dy­kol­wiek mi się przy­dały – zawie­rają mięso niedź­wie­dzia czy ali­ga­tora, albo tylko kupne jajka w proszku. Więk­szość to bar­dziej zbiór wska­zó­wek, wzmia­nek, pomy­słów niż recep­tur.

To jaka jest ta książka? Zaska­ku­jąco cie­kawa. Test jadal­no­ści roślin, jak­kol­wiek sze­roko znany, zna­lazł się na wła­ści­wym miej­scu. Frag­menty o wodo­ro­stach i mor­skich mię­cza­kach to nie­zły wstęp do zgłę­bia­nia tematu, ostrze­że­nia o paso­ży­tach i tok­sycz­no­ści też bar­dzo ade­kwatne. No i może warto się dowie­dzieć, że wszyst­kie bez wyjątku ptaki są jadalne, żół­wie głowy bywają tru­jące, mięso lisa jest twarde, a opra­wia­nie fok może powo­do­wać zapa­le­nie skóry.

Jesz­cze o wadach. Pewna nie­spój­ność zawiera się w jed­no­cze­snym pod­kre­śla­niu koniecz­no­ści zapew­nie­nia huma­ni­tar­nej śmierci zwie­rzę­ciu i opi­sy­wa­niu metody przy­wią­zy­wa­nia żywej ryby jako zapasu świe­żego jedze­nia. Do tego całe to wie­lo­krotne zastrze­ga­nie, że wydawca nie ponosi odpo­wie­dzial­no­ści, a przed wypró­bo­wa­niem zapy­taj spe­cja­li­stę, no i ratuj życie, ale masz obo­wią­zek prze­strze­ga­nia prawa… takie mamy czasy, w pod­ręcz­ni­kach z lat 70-tych tego nie było.
Podroz­dział o nożach odro­binę żenu­jący. Styl ujdzie, mimo wszyst­kich wykrzyk­ni­ków, pusz­cza­nia oka znad halu­cy­no­gen­nego mucho­mora, nie­ru­cho­mej tafli rzeki itp. Tylko cisa mocno podob­nego do sosny nie prze­mil­czę, bo niby z któ­rej strony?! Kilka podob­nych głu­pot, ze dwa pod­pisy ilu­stra­cji do poprawki, redak­cyjny dro­biazg.

Dla kogo? Teore­ty­ków i prak­ty­ków jedze­nio­wego tabu (pozdra­wiam Kubę i Dże­rego!), począt­ku­ją­cych kłu­sow­ni­ków, fanów Bogu­sława Lindy.
W kate­go­rii DZIKIE GOTOWANIE W TERENIE –> 5/10.


Grylls Bear (2015). Jeść, by prze­trwać. Pascal. Biel­sko-Biała

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz