sobota, 25 maja 2019

szyczyporek

Po Mieście próbuję poruszać się szybko i skutecznie, nie wypadać ze specyficznego rytmu, który, przyznaję, nie przypomina spokojnego spaceru, raczej trucht. Ta sprawność w korzystaniu z własnych ścieżek i transportu zbiorowego daje sporo satysfakcji, ale prawdziwa przyjemność to zagęszczanie wszystkich szlaków w sprężystą sieć osobistych połączeń. Daleko i blisko oznacza wtedy głównie czas i liczy się jednocześnie w minutach i tygodniach/miesiącach/latach.

Wczoraj miałam załatwić drobną sprawę w rzadko odwiedzanym rejonie. Sprawdziłam adres - to tylko jedna przesiadka autobusowa plus kilkanaście najwyżej minut piechotą, w sumie jakieś pół godziny - całkiem blisko! Ale nigdy tam nie byłam. Dałam się więc wywieźć z dzielnicy i za rzekę. Ruszyłam między jednorodzinne domki, potem warsztaty samochodowe i drukarnie, ogródki działkowe, nowe osiedle. Kiedy po załatwieniu wszystkiego miałam wracać tą samą trasą, zobaczyłam sylwetkę rowerzysty nad drzewami. I poszłam w kierunku przeciwnym do zamierzonego, w górę.

Upał niemal sierpniowy, pełne słońce. Kwitnące robinie akacjowe, czarne bzy, ostatnie kasztanowce i cała masa dzikiej drobnicy kolorowymi kępami. Droga niedostępna dla samochodów, więc tylko rowerzyści, sporadyczni biegacze i ja, bez aparatu, za to w wygodnych butach. Szłam dobre kilkadziesiąt minut w zieleni, zanim zobaczyłam ruchliwą ulicę z tramwajami, a za nią bloki z wielkiej płyty.




Z tego nieplanowanego spaceru - 4,5 km - przyniosłam dziki czosnek. Dwa źdźbła z kępy. Nie potrafiłam podać gatunku, ale zbieraliśmy ten sam w Beskidzie Niskim. Chronione są tylko trzy czosnki: niedźwiedzi, kątowaty i syberyjski, a wszystkie w tym przypadku wykluczyłam jeszcze na miejscu. Jednak w domu naszły mnie wątpliwości i odrobinę nerwowo zaczęłam go oznaczać. (Nie polecam do tego wikipedii, można zgłupieć.) Sięgnęłam po klucz Rostafińskiego i Seidl. Wysokość moich roślin to ponad 60 cm, kwiaty prawdopodobnie różowe i bez cebulek, łodyga ulistniona do połowy wysokości, liście 1,5 cm szerokie. Wyszło, że to czosnek por, czyli po prostu por, Allium porrum. Tak właśnie smakował.




masło ziołowe z dzikim porem i tasznikiem


100 g masła
2 dzikie pory
kilka łodyg tasznika z miękkimi zielonymi owocami

Zioła umyć. Pooddzielać tasznikowe serduszka od łodyżek. Liście porów i górne, niełykowate części łodygi razem z pączkami kwiatowymi drobno pokroić. Wymieszać pory z miękkim masłem, zawinąć w papier do pieczenia i odłożyć do lodówki. Kiedy będzie prawie twarde, rozwinąć, obtoczyć w taszniku i ponownie zawinięte schłodzić. Przed podaniem pokroić w plastry.





5 komentarzy:

  1. I znow cos zdrowego i prostego do zrobienia
    dziekuje i pozdrawiam
    Jola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nie ma wymówki, bo tasznik rośnie wszędzie, a por może być też z warzywnika lub warzywniaka (wtedy pewnie jeden liść wystarczy). Pozdrowienia.

      Usuń
  2. Z tasznikiem to też zagadka. Ciągle boję się sięgnąć po dzikie rośliny bo ich nie znam. Za to zaglądam tu zawsze z wielką ciekawością i podziwiam Twoją znajomość świata roślin :) Pozdrowienia M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że tasznik wydał mi się zbyt znany jak na specjalne przedstawianie. "Ta roślinka z serduszkami na każdym trawniku i wszystko jasne", a jednak potrzeba czegoś więcej. Trzeba będzie nadrobić, pomyślę nad tym. :) Pozdrowienia i dziękuję!

      Usuń