Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam słowo paradajz, byłam pewna że to nazwa własna z pogranicza lingwistycznego żartu. Czułam się przygotowana na tomat, swojskie pomidor wspólne dla paru narodów, nawet na coś zupełnie nie do skojarzenia z niczym, ale to mnie zaskoczyło.
Oto serbskochorwacki paradajz – węgierski paradicsom – słowacka paradajka – słoweński paradižnik.
Z lawendą, ona chyba wszędzie brzmi prawie tak samo.
suszone pomidory z lawendą w oleju
kilka kilogramów dojrzałych pomidorów podłużnej odmiany
olej roślinny (u mnie pół na pół rzepakowy z oliwą)
czosnek
gałązki bazylii
kwiaty lub gałązki lawendy
ocet balsamiczny
sól
Pomidory bardzo dokładnie umyć*, przekroić wzdłuż, w zależności od preferencji usunąć gniazda nasienne lub nie. Suszyć w piekarniku przy otwartych drzwiczkach. Układać skórką do dołu bardzo ciasno, bo i tak znacznie zmniejszą objętość. Wykorzystać tyle blach, ile tylko się zmieści.
Ważne jest, żeby pomidory nie zagotowały się, a więc temperatura wewnątrz nie powinna przekroczyć 100°C. W moim elektrycznym piekarniku optymalne było ustawienie 110°C z termoobiegiem. Drzwiczki blokuje się przed zamknięciem np. trzonkiem drewnianej łyżki. Czasu suszenia właściwie nie da się przewidzieć – zależy od owoców, piekarnika, a nawet wilgotności powietrza. Nieusunięte gniazda nasienne znacznie wydłużają suszenie, dlatego mi zajęło ok. 6h. Pomidory mają być suche, ale elastyczne i zachować czerwony kolor, nieznacznie tylko ciemniejąc. Część pomidorów warto zamrozić, zajmują mało miejsca i można je zamknąć w słoikach później albo wykorzystać w takiej formie**.
Do wyparzonych słoików raczej nie większych niż 0,35 litra włożyć pokrojony lub wyciśnięty ząbek czosnku, gałązkę bazylii i lawendy albo dużą szczyptę kwiatów, wlać około łyżeczkę octu balsamicznego. Układać dość ciasno suszone pomidory, posypać solą (można posłodzić, jeśli owoce były kwaśne) i zalać olejem. Zakręcić i pasteryzować przez godzinę. Pomidory podczas podgrzewania pęcznieją, dlatego mogą wystawać poza poziom oleju. Mimo to dzięki pasteryzacji nie powinny się zepsuć.
* Chodzi o ewentualnych producentów toksyny botulinowej. Niestety, są dość odporne na wysoką temperaturę i sama pasteryzacja nie eliminuje problemu. Dlatego też konieczne jest zakwaszenie przetworów octem.
** Niebezpieczne bakterie odpowiedzialne za toksyny potrzebują warunków beztlenowych. Suszenie i krótkie namaczanie w oleju jest zupełnie bezpieczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz