sobota, 9 maja 2015

kurdebalans

Jakiś czas temu na sta­cji PKP spo­tka­łam Jo. Ona też jest z Mia­sta i mia­steczka, ale to nie takie pro­ste wziąć i się spo­tkać. Wie­czór, pocze­kal­nia, gada­nie o ostat­niej naszej dzia­łal­no­ści.
… i tro­chę zaję­łam się per­ma­kul­turą.
– Sta­bi­li­zu­jesz się, ja na razie jem dzi­kie, nie upra­wiam.
Dzi­kie? A nie boisz się ska­że­nia?
– Kon­kret­nie ska­że­nia roślin? Raczej nie. Na pewno gor­sze jest to, czym oddy­chamy.
No, ska­że­nia oło­wiem. To koniecz­nie jedz taką roślinkę, co odtruwa z oło­wiu: kur­de­ba­nek.


Blusz­czyk kur­dy­ba­nek (Glechoma hederacea) to wielki nie­obecny mojego dzie­ciń­stwa. Jak to się stało, że nie koja­rzę z tam­tych cza­sów jego ostrego, jakby kam­fo­ro­wego zapa­chu? Nie wiem, czy to moż­liwe, żeby nie rósł w oko­licy, choć mało żyzna gleba i miej­skie warunki mogły mu nie słu­żyć. Może też uwa­ża­łam go za jakąś odmianę jasnoty i w ogóle nic cie­ka­wego.


bluszczyk kurdybanek, glechoma hederacea, jadalne chwasty, dzikie rośliny jadalne, dzikie przyprawy, zioła lecznicze, ground-ivy


We wto­rek mama i sąsiadka roz­ma­wiały o chwa­stach. Po tej roz­mo­wie dosta­łam torbę sąsiedz­kiego kur­dy­banka z przy­ka­za­niem, żeby uwa­żać, nie roz­siać u sie­bie, a jak mi zabrak­nie, sąsia­dów odwie­dzić i zebrać sobie wię­cej, poma­ga­jąc wal­czyć z uprzy­krzo­nym ziel­skiem. Usu­szy­łam, będzie na zimę.


A dziś mmsowo ozna­cza­łam rośliny dla Ad. Ona wysyła fotki, ja odsy­łam nazwy i okre­ślam jadal­ność, potem Ad spraw­dza, czy wolno jeść kró­lom. Kur­dy­banka nie wolno, ale w sumie nie wia­domo czy na pewno i dla­czego (ana­lo­gia do koni mnie nie prze­ko­nuje). Kur­de­ba­lans.

1 komentarz: