Piękną mamy wiosnę tej zimy chwilami. Dziś widziałam, że czarne bzy wypuszczają liście. Nierozsądnie z ich strony, ale nie dlatego warto zwrócić na nie uwagę. Na ich martwych gałęziach można spotkać uszaka bzowego. To atrakcja całoroczna, ale zimą najbardziej widoczna i jakby bardziej cieszy niż urodzajnym latem. Uszaki nie ograniczają się do bzu, ale zdecydowanie go preferują.
Ucho bzowe wiedzie podwójne życie: w azjatyckich knajpkach chrupiące grzybki o jakichś takich onomatopeicznych nazwach (poznałam je jako grzib mun) budzą sympatię, a jako jadalna huba raczej nieufność, przynajmniej na początku. Nawet informacja, że gatunek występuje prawie na całym świecie może się wydać podejrzana. Niesłusznie. Grzyby są super, rosną kiedy tylko nie ma mrozu i mają wystarczająco wilgotno.Praktycznie nie da się ich z niczym pomylić. Zbierać można świeże, ususzone i zamrożone też, a powrót do właściwego kształtu zapewni im podgotowanie albo półgodzinne namoczenie w gorącej wodzie. Kiedyś zdecyduję się na półdziką uprawę. A na razie udało się zimobranie ze stanowisk naturalnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz