niedziela, 24 stycznia 2016

domowe

Kuch­nia w domu nie koja­rzy mi się z jakimś jed­nym waż­nym moty­wem.
Naj­pierw była cia­sna i zabu­do­wana pod sam sufit. W drew­nia­nej szu­fla­dzie cho­wa­nej pod szafką, na war­stwie łupin leżały cebule. Im łupin było wię­cej, tym bli­żej czuć było Wiel­ka­noc, która te zło­tawe śmietki zamie­niała w cenny suro­wiec bar­wier­ski, gdy far­bo­wało się jajka. W pie­kar­niku gazo­wym miesz­kała dawno nie­uży­wana gęsiarka. Maszynka do mie­le­nia miała na kor­bie drew­niany podłużny kora­lik, wygła­dzany latami doty­kiem dłoni. Sokow­nik przy­no­siło się z piw­nicy, w razie alche­micz­nej potrzeby. Dżemy słu­żyły do wyja­da­nia łyżeczką. Kiszone ogórki po otwar­ciu sło­ika wyła­wiało się z musu­ją­cego płynu.


chleb pieczony w garnku, garnek żeliwny, domowy chleb, chleb na drożdżach


Potem nastał czas innej kuchni, cho­ciaż bukowe deski do kro­je­nia i szpa­tułki pozo­stały te same, maszynka z korbą też. Mąka chle­bowa miesz­ka­jąca w koszyku, gada­jący żytni zakwas, gałązki maje­ranku schnące nad oknami, powłoczka z odpo­wied­nio gęstego bia­łego płótna susząca się po odci­ska­niu twa­rogu, nie­rdzewne haczyki do wędze­nia roz­wie­szone nie zawsze w oczy­wi­stych miej­scach. Pod­puszczkę serową sama przy­wio­złam któ­re­goś lata z podróży na połu­dnie. Drewno, kamień, kamionka, skieł­ko­wana cebula gapiąca się przez okno na syme­tryczne wzglę­dem drogi cebu­lowe zaro­śla na para­pe­cie sąsia­dów. A jedna z naj­waż­niej­szych rze­czy to to, że ogórki cią­gle musują.


chleb pieczony w garnku, garnek żeliwny, domowy chleb, chleb na drożdżach


Była też kuch­nia babci, z wyso­kim sufi­tem, wło­cław­skimi przy­praw­ni­kami na ścia­nie i słod­kawo pach­nącą spi­żar­nią pod sze­ro­kim okien­nym para­pe­tem. Kryły się w niej sło­iki z tru­skaw­ko­wym kom­po­tem, chle­bak, sło­dy­cze, a w kącie mała skrzynka na ziem­niaki wyło­żona gazetą. Zakwas na świą­teczny barszcz wygrze­wał się nad kalo­ry­fe­rem i pach­niał ina­czej niż u nas w domu. A w powsze­dnie dni w tym miej­scu cza­sem suszył się maka­ron do rosołu. W sza­fie z bia­łymi drzwiami stały naczy­nia uży­wane na co dzień, w tym poje­dyn­cze ema­lio­wane tale­rze, za któ­rymi bab­cia chyba nie prze­pa­dała, ale tu decy­du­jący był głos dziadka. Były lek­kie alu­mi­niowe łyżki z fali­stym zdo­bie­niem, kiedy jesz­cze nie było wia­domo, że lepiej glinu uni­kać. Była, był, było, powoli trudno to spa­mię­tać, bo nie ma.




W pew­nym sen­sie nie ma też kilku przy­ja­znych kuchni opa­la­nych drew­nem. Grza­nia wody do mycia i robie­nia na bla­sze tostów z serem metodą przy­gnia­ta­nia dużym garem. Lek­kiej paniki nad zasto­so­wa­niem szy­brów. Nosze­nia drewna do sieni. A powody są tak różne, jak to się tylko zda­rza w życiu.


chleb pieczony w garnku, garnek żeliwny, domowy chleb, chleb na drożdżach


Specjal­nie nie opi­suję jesz­cze jed­nej kuchni. Mojej. To jesz­cze nie czas, może kie­dyś. Kilka kuchni póź­niej? A póki co domowy jest chleb.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz