Zbierając chwasty słyszałam rozmowę domowników z sąsiadem. Na to, że jemy funkie i komosę, odpowiedział tylko: Bo komosa jest dobra!
Jest rewelacyjna.
Najlepiej ją zbierać teraz. Dopóki rośliny są młode, cała naziemna część jest jadalna. Za granicę przyjmuje się 15 cm. Z wyrośniętych egzemplarzy należy zbierać tylko szczytowe listki, albo spożywać wyłącznie po zblanszowaniu. (Niejedno źródło straszy zatruciami starszymi roślinami i uczuleniem pod wpływem światła.) Sparzenie liści sprawia też, że w potrawie są bardziej soczyste.
zapiekanka z kaszy jaglanej z komosą
(4 porcje)
około 3 litry młodych pędów lub szczytowych liści komosy białej
pieprz, sól, czosnek, peperoncino, natka pietruszki
olej do smażenia
100 g kaszy jaglanej (suchej)
4 jajka
Przypilnować, żeby jajka miały temperaturę pokojową.
Kaszę namoczyć przez godzinę, przepłukać pod bieżącą wodą i ugotować z dodatkiem soli do miękkości. (Można też wcześniej ugotowaną wystudzoną kaszę przesmażyć z cebulą. Ważne, żeby była ciepła.)
Komosę opłukać, osuszyć, pokroić. Przesmażyć listki na niewielkiej ilości oleju z przyprawami.
Do żaroodpornego naczynia albo oddzielnych foremek nakładać warstwę kaszy i zieleniny, zrobić wgłębienia i wbić do nich jajka. Zapiekać w około 180 stopniach do momentu ścięcia białka.
Komosa na surowo pachnie skoszoną łąką (gotująca się zdecydowanie gorzej, ale niech to nikogo nie zrazi). Liście są pokryte nalotem,
który przykleja się do rąk, a przy płukaniu daje efekt hydrofobowy –
miło popatrzeć. W smaku jest zbliżona do szpinaku, według mnie nawet
lepsza. I podobnie jak on, zawiera sole kwasu szczawiowego, więc
niestety jest niewskazana przy kamicy nerkowej i niedoborach
wapnia.
smacznego
OdpowiedzUsuń