Niektóre potrawy z dzikich roślin to swojego rodzaju szlagiery. Są
wśród nich przepisy tradycyjne, ale zwykle ciągłości brak, a dania
wypromowane zostały przez prasę kobiecą, podręczniki survivalu
albo blogi. Każdy zainteresowany przygotowywał je co najmniej
raz, wielu dało się namówić na spróbowanie, całe rzesze
postronnych wiedzą, że tak można. To na pewno nie jest wada, zwykle
świadczy tylko, że pomysł jest wielokrotnie sprawdzony
i niekłopotliwy w realizacji. Tak jak ten.
kwiaty czarnego bzu w cieście
kwiatostany czarnego bzu
2 szklanki mąki
2 jajka
szklanka mleka
szczypta soli
łyżka oleju
woda (gazowana lub po prostu przegotowana)
olej do smażenia
Wymieszać jajka, mleko, mąkę, olej, posolić i mieszać (miksować), aby rozbić grudki, w razie potrzeby dolewając wody. Konsystencja powinna przypominać gęstą śmietanę. Odstawić ciasto na godzinę albo pół, potem zamieszać.
Na patelni rozgrzać olej. Zanurzać kwiatostany w cieście trzymając za ogonek i smażyć z obu stron do uzyskania rumianego koloru. Przed przekręceniem nożyczkami odciąć zielone części.
Odsączyć na papierowym ręczniku. Można posypać cukrem pudrem.
B&W twierdzą, że smak jest kwiatowo-kminkowy. Te końcówki ogonków... faktycznie coś w tym jest.
Dziad: "a co to? wygląda jak prawdziwe jedzenie"
OdpowiedzUsuń"Zmyślone jedzenie nigdy nie jada kolacji." ;)
Usuń