Nie czas żałować drzew owocowych, gdy płoną lasy. Nikt nie miał czasu zająć się dereniem. Nie obraził się o brak podlewania, tylko dojrzałe owoce opadły już dawno temu i tak zostały. Czyli tegorocznej dereniówki nie będzie, na szczęście dziś namierzyłam resztkę nalewki 2013. I zebrałam resztkę owoców. Na co by je? Dżem, kompot, galaretka, susz, szybki wypiek na słono lub słodko… albo najdziwniejszy z pomysłów – owoce marynowane na sposób irański. Od kiedy przeczytałam gdzieś o marynowaniu derenia z miętą w łagodnym occie, nie dawało mi to spokoju. Chciałam nawet próbować z winogronami, ale co dereń to dereń.
Derenia jadalnego (Cornus mas) najłatwiej znaleźć
w parkach i ogrodach. To nieduże drzewo o charakterystycznie
pasiastych liściach – ten wzór tworzą znacznie zagłębione nerwy.
Liście mają eliptyczny kształt i rosną naprzeciwlegle, czyli w parach
symetrycznie po obu stronach gałęzi. Owoce zwykle mają kształt
oliwki i wiśniowy kolor (niedojrzałe zielony), ale są też odmiany
żółte.
marynowane owoce derenia po irańsku
owoce o podobnej wielkości
ocet jabłkowy
liście mięty
sól
Derenia dokładnie umyć, twardsze owoce ponakłuwać szpilką lub wykałaczką, żeby szybciej zmiękły w słoiku. Miętę wypłukać, oberwać listki. Do wyparzonych słoików kłaść najpierw zieleninę, potem owoce, zostawiając od góry trochę miejsca. Zalewać zimną marynatą o proporcji pół łyżeczki soli na szklankę octu i szczelnie zakręcać. Skoro nie pasteryzujemy, możemy próbować co kilka dni, żeby wyłapać moment, kiedy są najsmaczniejsze. Proponuję tydzień do dwóch.
Dodaję do akcji.
Jak dorwę jelenia - derenia to zrobię :D
OdpowiedzUsuńPs. Fajnie tu u Cb będę zaglądać :)
Dzięki! Jak trafisz na późną odmianę, to może się uda jeszcze w tym roku.
Usuńnie było nas, był las
OdpowiedzUsuń