Zarośla topinamburu odkryliśmy podczas jesiennego spaceru skrajem lasu. Widok jest charakterystyczny nawet z daleka i poza sezonem wegetacyjnym – z ziemi sterczą 2–3 metrowe proste łodygi grubości kciuka. Z bliska widać ich podobieństwo do słonecznika zwyczajnego, może je wytropić każdy miłośnik skubania ziaren po szorstkości białych kropek-włosków i sposobie osadzenia liści. Bo topinambur właśnie jest słonecznikiem. Najbardziej widać to pokrewieństwo, kiedy kwitnie drobno i żółto. I w smaku.
Wróciliśmy po bulwy wiosną. Zbieranie ich w kamienistym gruncie okazało się łatwiejsze, niż można było przypuszczać. Łodygi wyrywało się łatwo, odsłaniając system korzeniowy z bulwami. Nawet nie była potrzebna wzięta na wszelki wypadek ogrodnicza dziabka, za to sprawdziły się gumowane rękawice.
Słonecznik bulwiasty (Helianthus tuberosus) pochodzi z Ameryki Północnej, ale w Europie jest uprawiany od XVII wieku. Było kiedy zdziczeć. Nazwę topinambur dostał niesłusznie, po plemieniu Indian południowoamerykańskich, ale przyjęła się i jest. Wbrew temu, co można sobie pomyśleć na widok sporych jego bulwek na styropianowych tackach w supermarkecie (i ich ceny), nie jest to bardzo egzotyczne i wymagające warzywo, tylko wysokowydajny i całkiem pospolity chwast. Wyjątkowo trudny do wyplenienia, ale na szczęście bardzo smaczny.
Bulwy zawiązują się we wrześniu i zanikają około początku maja. Służą roślinie do magazynowania substancji odżywczych, więc zawierają wielocukry: skrobię i inulinę. Skład chwalą sobie cukrzycy, inulina jest też uznawana za prebiotyk, ale ma własności wzdymające. Dłuższa obróbka cieplna i temperatura powyżej 180 stopni powinna niwelować ten efekt. Mimo tak strasznego ryzyka, koniecznie spróbujcie topinamburu na surowo, choćby małych ilości. Smakuje świeżymi ziarnami słonecznika, jest też podobny w smaku do skorzonery, ale bardziej orzechowy. Wiosenne bulwy są słodsze niż na jesieni. W kuchni można traktować topinambur mniej więcej jak ziemniaka – oczywiście nie dotyczy go bezwzględne unikanie surowizny i wycinanie kiełków (nie ma solaniny, nie ma strachu) – ale najpierw dobrze się zapoznać z nim w najprostszej wersji.
topinambur z wody
Bulwy umyć i oskrobać lub obrać ze skórki. Kłącza (te takie długie wąskie) lepiej odciąć, bo mogą być łykowate. Gotować w całości w osolonej wodzie do nieprzesadnej miękkości. Orientacyjnie dla bulw o średnicy 2,5–3 cm można liczyć 15 minut. Odlać i podawać z masłem lub ulubionym olejem. W tej wersji są słodkawe, ziemniaczano-orzechowe.
Można też gotować je w mundurkach, mają wtedy ostrzejszy smak, nawet po późniejszym obraniu. Ugotowana skórka smakuje żywicznie-ziemiście. Pożeracze słoneczników znają podobny smak z poklejonych przy łuskaniu rąk, tutaj występuje z nutą selera.
Wspaniałe wykopki!
OdpowiedzUsuńCzasami jadę autem gdzieś i widzę rosnący topinambur...
U mnie niedawno były kopytka z topinamburu. Zapraszam!
Dzięki, a te kopytka już widziałam. :)
UsuńNie lubię tej nazwy. No wkurza mnie, no. Nie mogli tego nazywać dzikim słonecznikiem? Słoneczdzikiem?
OdpowiedzUsuń"Żarcie plemienia Tupinambá" Cie nie przekonuje? Słusznie, bo Tupi wcale nie znali tej rośliny. Po polsku kiedyś mówiło się bulwa, no ale słonecznik bulwiasty jest najprecyzyjniej.
UsuńŚwietny wpis. Idealny przepis na pierwsze spotkanie z topinamburem. :)
OdpowiedzUsuńTaki wieczorek zapoznawczy nie jest zbyt odkrywczy, ale może dostarczyć inspiracji na później.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię ziemniaki i również sam jako rolnik je uprawiam. Zawsze jednak muszę mieć pod ręką https://www.syngenta.pl/uprawy/ziemniak/arcade-880-ec gdyż tak naprawdę nigdy nie wiadomo, kiedy mogą jakieś chwasty się rozwinąć. W takich wypadkach należy zachować zwiększoną czujność.
OdpowiedzUsuńNic na to nie poradzę, że kibicuję chwastom. Nie spamują reklamami. :P
UsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Pozdrowienia! :)
Usuńsuper wpis
OdpowiedzUsuń