piątek, 29 września 2017

nożycjada

Wygląda na to, że po ostatnich zdjęciach i banerkach wiszę Wam wyjaśnienie dotyczące noży. Szwajcary znalazły się we wpisach wprawdzie z okazji konkursu, ale jeszcze bardziej dlatego, że je mam i sprawdzają się. Oczywiście nie są jedyne.




Ze sobą noszę Opinela No.7 z węglówki, która się rasowo starzeje albo malutki nierdzewny Eka w pięknym klonie. W kuchni używam głównie zestawu skompletowanego dla mnie przez Rodziciela, czyli trzech noży Richardson Sheffield (małego uniwersalnego, Santoku i do pieczywa) i chińskiej diamentowej stalki. Czasem przewinie się jeszcze jakiś stary dobry Gerlach.




Każdy z tych moich noży z czystym sercem mogę polecić. Tak samo, jak dwa niezastąpione Victorinoxy, to znaczy pikutka i dwustronną obieraczkę do warzyw. Nie piszę tego z lekceważeniem, bo to najlepsza obieraczka świata, a ten mały niepozorny nożyk kroi jak szatan niemal wszystkie problematyczne składniki i potrawy: dojrzałe pomidory, gorącą pieczeń czy jeszcze ciepłe bułki. Do tego Potwór lubi ich scyzoryki. Zasłużyli.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz