Kuchnia w domu nie kojarzy mi się z jakimś jednym ważnym motywem.
Najpierw była ciasna i zabudowana pod sam sufit. W drewnianej szufladzie chowanej pod szafką, na warstwie łupin leżały cebule. Im łupin było więcej, tym bliżej czuć było Wielkanoc, która te złotawe śmietki zamieniała w cenny surowiec barwierski, gdy farbowało się jajka. W piekarniku gazowym mieszkała dawno nieużywana gęsiarka. Maszynka do mielenia miała na korbie drewniany podłużny koralik, wygładzany latami dotykiem dłoni. Sokownik przynosiło się z piwnicy, w razie alchemicznej potrzeby. Dżemy służyły do wyjadania łyżeczką. Kiszone ogórki po otwarciu słoika wyławiało się z musującego płynu.
Potem nastał czas innej kuchni, chociaż bukowe deski do krojenia i szpatułki pozostały te same, maszynka z korbą też. Mąka chlebowa mieszkająca w koszyku, gadający żytni zakwas, gałązki majeranku schnące nad oknami, powłoczka z odpowiednio gęstego białego płótna susząca się po odciskaniu twarogu, nierdzewne haczyki do wędzenia rozwieszone nie zawsze w oczywistych miejscach. Podpuszczkę serową sama przywiozłam któregoś lata z podróży na południe. Drewno, kamień, kamionka, skiełkowana cebula gapiąca się przez okno na symetryczne względem drogi cebulowe zarośla na parapecie sąsiadów. A jedna z najważniejszych rzeczy to to, że ogórki ciągle musują.
Była też kuchnia babci, z wysokim sufitem, włocławskimi przyprawnikami na ścianie i słodkawo pachnącą spiżarnią pod szerokim okiennym parapetem. Kryły się w niej słoiki z truskawkowym kompotem, chlebak, słodycze, a w kącie mała skrzynka na ziemniaki wyłożona gazetą. Zakwas na świąteczny barszcz wygrzewał się nad kaloryferem i pachniał inaczej niż u nas w domu. A w powszednie dni w tym miejscu czasem suszył się makaron do rosołu. W szafie z białymi drzwiami stały naczynia używane na co dzień, w tym pojedyncze emaliowane talerze, za którymi babcia chyba nie przepadała, ale tu decydujący był głos dziadka. Były lekkie aluminiowe łyżki z falistym zdobieniem, kiedy jeszcze nie było wiadomo, że lepiej glinu unikać. Była, był, było, powoli trudno to spamiętać, bo nie ma.
W pewnym sensie nie ma też kilku przyjaznych kuchni opalanych drewnem. Grzania wody do mycia i robienia na blasze tostów z serem metodą przygniatania dużym garem. Lekkiej paniki nad zastosowaniem szybrów. Noszenia drewna do sieni. A powody są tak różne, jak to się tylko zdarza w życiu.
Specjalnie nie opisuję jeszcze jednej kuchni. Mojej. To jeszcze nie czas, może kiedyś. Kilka kuchni później? A póki co domowy jest chleb.
niedziela, 24 stycznia 2016
piątek, 1 stycznia 2016
nać mać
Grecy jedzą nać. Nie tylko ją i nie tylko oni, ale się tym szczycą.
Tymczasem u nas wszyscy przeczuwają, że zielone wiechcie marchwi są niejadalne, a liście kalafiora w ogóle trujące i wolą na sobie nie sprawdzać. To co dopiero mówić o chwastach.
Czeklista na ten rok dla takich, co z zielskiem nie są oswojeni, a eksperymenty woleliby zacząć od warzyw.
Dwanaście warzywnych zadań, niekoniecznie po jednym na miesiąc:
1) spróbować surowego brokuła,
2) w dowolnym daniu zastąpić pietruszkową natkę nacią marchwi,
3) upiec coś słodkiego z dodatkiem szpinaku,
4) porównać smak liści rzodkiewki różnych odmian,
5) wyhodować kiełki buraka,
6) zrobić koktajl z jarmużu i śliwek z kefirem,
7) sprawdzić, jak wygląda rzeżucha starsza niż kiełki z jedną parą liści,
8) co najmniej nadgryźć liść pomidora (to naprawdę bezpieczne KLIK),
9) wypróbować jakieś kulinarne zastosowanie dla liści chrzanu,
10) kiełkujące ząbki czosnku wykorzystać na przykład do twarożku,
11) rozejrzeć się w lesie za dzikim szczypiorkiem,
12) wymyślić własny naciowy eksperyment kuchenny.
Udawajmy Greka!
A jedenastka (Allium schoenoprasum) wygląda tak.
Tymczasem u nas wszyscy przeczuwają, że zielone wiechcie marchwi są niejadalne, a liście kalafiora w ogóle trujące i wolą na sobie nie sprawdzać. To co dopiero mówić o chwastach.
Czeklista na ten rok dla takich, co z zielskiem nie są oswojeni, a eksperymenty woleliby zacząć od warzyw.
Dwanaście warzywnych zadań, niekoniecznie po jednym na miesiąc:
1) spróbować surowego brokuła,
2) w dowolnym daniu zastąpić pietruszkową natkę nacią marchwi,
3) upiec coś słodkiego z dodatkiem szpinaku,
4) porównać smak liści rzodkiewki różnych odmian,
5) wyhodować kiełki buraka,
6) zrobić koktajl z jarmużu i śliwek z kefirem,
7) sprawdzić, jak wygląda rzeżucha starsza niż kiełki z jedną parą liści,
8) co najmniej nadgryźć liść pomidora (to naprawdę bezpieczne KLIK),
9) wypróbować jakieś kulinarne zastosowanie dla liści chrzanu,
10) kiełkujące ząbki czosnku wykorzystać na przykład do twarożku,
11) rozejrzeć się w lesie za dzikim szczypiorkiem,
12) wymyślić własny naciowy eksperyment kuchenny.
Udawajmy Greka!
A jedenastka (Allium schoenoprasum) wygląda tak.
Subskrybuj:
Posty (Atom)