Ogrodowa wersja dziecięcej przekąski prosto z sosnowego lasu. Żeby ją na powrót uleśnić, zamieniamy ogrodowe dzwonki brzoskwiniolistne na trochę mniejsze okrągłolistne (Campanula rotundifolia) spotkane w terenie, a małe borówki amerykańskie na czarne jagody. Aaam!
Większą liczbę porcji na raz trochę trudno się nosi, ale się da.
Mobilizacja inwencji zależy od tego, ile jest dziobów do
wykarmienia. I czy już przekonały się do jedzenia kwiatów, czy to
ciągle tabu.
Borówki pasują nie tylko amerykańskie, kamczackie też będą dobre. I przypominam, wszystkie dzwonki mają jadalne kwiaty.
środa, 31 sierpnia 2016
wtorek, 30 sierpnia 2016
sekretne życie roślin #3 miesiącznica
Miesiącznica roczna (Lunaria annua) nazywana srebrnikami Judasza jest najczęściej wykorzystywana jako element suchych bukietów. Może teraz trochę wyszła z mody, ale połyskujące księżycowo – w końcu to lunaria! – przegrody jej owoców mogą z powodzeniem zdobić nie tylko kurne chaty, ale też minimalistyczne wnętrza. Do tego trzeba zdjąć delikatnie klapy łuszczynek razem z nasionami… a nasiona zjeść. Myślcie o nich, jak o płaskiej odmianie gorczycy.
poniedziałek, 29 sierpnia 2016
drzewa nas przeżyją
Nie czas żałować drzew owocowych, gdy płoną lasy. Nikt nie miał czasu zająć się dereniem. Nie obraził się o brak podlewania, tylko dojrzałe owoce opadły już dawno temu i tak zostały. Czyli tegorocznej dereniówki nie będzie, na szczęście dziś namierzyłam resztkę nalewki 2013. I zebrałam resztkę owoców. Na co by je? Dżem, kompot, galaretka, susz, szybki wypiek na słono lub słodko… albo najdziwniejszy z pomysłów – owoce marynowane na sposób irański. Od kiedy przeczytałam gdzieś o marynowaniu derenia z miętą w łagodnym occie, nie dawało mi to spokoju. Chciałam nawet próbować z winogronami, ale co dereń to dereń.
Derenia jadalnego (Cornus mas) najłatwiej znaleźć w parkach i ogrodach. To nieduże drzewo o charakterystycznie pasiastych liściach – ten wzór tworzą znacznie zagłębione nerwy. Liście mają eliptyczny kształt i rosną naprzeciwlegle, czyli w parach symetrycznie po obu stronach gałęzi. Owoce zwykle mają kształt oliwki i wiśniowy kolor (niedojrzałe zielony), ale są też odmiany żółte.
marynowane owoce derenia po irańsku
owoce o podobnej wielkości
ocet jabłkowy
liście mięty
sól
Derenia dokładnie umyć, twardsze owoce ponakłuwać szpilką lub wykałaczką, żeby szybciej zmiękły w słoiku. Miętę wypłukać, oberwać listki. Do wyparzonych słoików kłaść najpierw zieleninę, potem owoce, zostawiając od góry trochę miejsca. Zalewać zimną marynatą o proporcji pół łyżeczki soli na szklankę octu i szczelnie zakręcać. Skoro nie pasteryzujemy, możemy próbować co kilka dni, żeby wyłapać moment, kiedy są najsmaczniejsze. Proponuję tydzień do dwóch.
Derenia jadalnego (Cornus mas) najłatwiej znaleźć w parkach i ogrodach. To nieduże drzewo o charakterystycznie pasiastych liściach – ten wzór tworzą znacznie zagłębione nerwy. Liście mają eliptyczny kształt i rosną naprzeciwlegle, czyli w parach symetrycznie po obu stronach gałęzi. Owoce zwykle mają kształt oliwki i wiśniowy kolor (niedojrzałe zielony), ale są też odmiany żółte.
marynowane owoce derenia po irańsku
owoce o podobnej wielkości
ocet jabłkowy
liście mięty
sól
Derenia dokładnie umyć, twardsze owoce ponakłuwać szpilką lub wykałaczką, żeby szybciej zmiękły w słoiku. Miętę wypłukać, oberwać listki. Do wyparzonych słoików kłaść najpierw zieleninę, potem owoce, zostawiając od góry trochę miejsca. Zalewać zimną marynatą o proporcji pół łyżeczki soli na szklankę octu i szczelnie zakręcać. Skoro nie pasteryzujemy, możemy próbować co kilka dni, żeby wyłapać moment, kiedy są najsmaczniejsze. Proponuję tydzień do dwóch.
piątek, 26 sierpnia 2016
no to stalgia
Spokojnie mogę powiedzieć, że tu się wychowałam. Uczyłam pierwszych nazw roślin. Wykopywałam spod śniegu nać pietruszki do chrupania. Rozsiewałam nowe gatunki traw zbierając kłosy na bukiety. Przeprowadzałam ślimaki do lasu, żeby były bezpieczne.
Potem nagle płoty jakby się pozapadały, drogi stały się wąskie, a latarnie śmiesznie małe.
To też było dawno. Życie ciągle zagarnia znajome elementy, coraz mniej zostawiając na właściwych miejscach.
Z niezmiennych rzeczy zostają kolory. Na raz tyle samo dysharmonii, co współbrzmienia.
sałatka kwiatowo-owocowa z kolorów
czarne jeżyny
niebieskie borówki
malinowe maliny
fioletowe dzwonki
pomarańczowe nagietki
różowe floksy
Floksy oberwać z gałązek, nie zapominając o nierozwiniętych pączkach kwiatowych. Nagietki podzielić na płatki (chyba, że ktoś jest pewien, że lubi również zielone części i chce goryczkowego przełamania dla słodkich smaków). Wymieszać kwiaty z owocami i podawać w kubkach lub filiżankach.
Floksy wiechowate (Phlox paniculata) kwitną w odcieniach różu, fioletu i bieli. Mają kwiaty zebrane w grona, a właściwie baldachogrona, słodko pachnące i bardzo słodkie w smaku. Połączenie floksów z jeżynami to letnie odkrycie – jeden z prostszych i efektowniejszych pomysłów na błyskawiczny deser. Pasują mi też do łagodnej czarnej herbaty liściastej, dodane po lekkim ostudzeniu zamiast cukru.
Apetyczny fiolet to dzwonek brzoskwiniolistny (Campanula persicifolia), popularna w ogrodach roślina wieloletnia. Niektóre odmiany mają białe kwiaty. Również jest słodki, ale jest to mniej bezkompromisowo deserowy smak. Wykorzystanie innych gatunków jest jak najbardziej wskazane, bo wszystkie dzwonki są jadalne (również liście).
Nagietek lekarski (Calendula officinalis) w smaku jest korzenno-zielony, gorzkawy, ale płatki kwiatów są bardzo delikatne aromatyczne, więc ich dodatek raczej nie zmieni balansu smaków. Ja się nie ograniczam, zjadam całe kwiatostany.
Potem nagle płoty jakby się pozapadały, drogi stały się wąskie, a latarnie śmiesznie małe.
To też było dawno. Życie ciągle zagarnia znajome elementy, coraz mniej zostawiając na właściwych miejscach.
Z niezmiennych rzeczy zostają kolory. Na raz tyle samo dysharmonii, co współbrzmienia.
sałatka kwiatowo-owocowa z kolorów
czarne jeżyny
niebieskie borówki
malinowe maliny
fioletowe dzwonki
pomarańczowe nagietki
różowe floksy
Floksy oberwać z gałązek, nie zapominając o nierozwiniętych pączkach kwiatowych. Nagietki podzielić na płatki (chyba, że ktoś jest pewien, że lubi również zielone części i chce goryczkowego przełamania dla słodkich smaków). Wymieszać kwiaty z owocami i podawać w kubkach lub filiżankach.
Floksy wiechowate (Phlox paniculata) kwitną w odcieniach różu, fioletu i bieli. Mają kwiaty zebrane w grona, a właściwie baldachogrona, słodko pachnące i bardzo słodkie w smaku. Połączenie floksów z jeżynami to letnie odkrycie – jeden z prostszych i efektowniejszych pomysłów na błyskawiczny deser. Pasują mi też do łagodnej czarnej herbaty liściastej, dodane po lekkim ostudzeniu zamiast cukru.
Apetyczny fiolet to dzwonek brzoskwiniolistny (Campanula persicifolia), popularna w ogrodach roślina wieloletnia. Niektóre odmiany mają białe kwiaty. Również jest słodki, ale jest to mniej bezkompromisowo deserowy smak. Wykorzystanie innych gatunków jest jak najbardziej wskazane, bo wszystkie dzwonki są jadalne (również liście).
Nagietek lekarski (Calendula officinalis) w smaku jest korzenno-zielony, gorzkawy, ale płatki kwiatów są bardzo delikatne aromatyczne, więc ich dodatek raczej nie zmieni balansu smaków. Ja się nie ograniczam, zjadam całe kwiatostany.
Etykiety:
dzwonek brzoskwiniolistny,
dzwonki,
floks,
jadalne kwiaty,
jadalne rośliny ogrodowe,
jeżyna,
nagietek,
napoje,
sałatki,
słodkie,
w drodze,
wegańskie,
wegetariańskie
wtorek, 16 sierpnia 2016
flaszki
Prezenty, prezenty! Dostałam odręczny i jadalny, a nawet po części dziki zestaw domowych nalewek. Te maleństwa to sosna, malina, mięta, pigwa i cytryna wyprodukowane przez Kaś z siedzeidlubie (i jej D.).
Wszystkie są super, ale coś czuję że sosnówka będzie moim ulubionym smakiem.
Sam proces trwałego zdobienia szkła (tak, te napisy na buteleczkach są zrobione specjalnie dla mnie i nie da się ich zmyć ani odkleić) możecie podpatrzyć u źródła TUTAJ.
Wszystkie są super, ale coś czuję że sosnówka będzie moim ulubionym smakiem.
Sam proces trwałego zdobienia szkła (tak, te napisy na buteleczkach są zrobione specjalnie dla mnie i nie da się ich zmyć ani odkleić) możecie podpatrzyć u źródła TUTAJ.
czwartek, 11 sierpnia 2016
za(kus)kusy czyli turystyczne jedzenie
Złaziłam jakiś wiek temu Warmię z bochenkiem baltonowskiego i płaskim czeskim salami w plecaku. Dobrze to wspominam, a Zośka też nie narzekała. Dojadałyśmy papierówkami prosto z drzew.
Ale spotykam z niezwykłą powtarzalnością zupełnie inny model turystycznego jadłospisu. Kaszka dla niemowląt z mlekiem w proszku i pasztet drobiowy z puszki na chrupkim pieczywie (śniadanie), kuskus z mielonką (obiad), zupka chińska z Radomia znów z konserwą (kolacja). A sporadycznie trafiają się wojskowe racje żywnościowe obowiązkowo ze sztućcami, papierem toaletowym i cukierkiem w środku albo pomysły typu słonina w pszennych tortillach, żeby było na raz lekko i kalorycznie. Wiadomo jeszcze, że istnieją liofilizaty, ale jakoś ich powszechnie na szlakach nie widać. Każdy może wybrać, co mu pasuje, tylko warto wiedzieć, że nie jest się skazanym na kuskus.
Równie lekkie, co obrzydła kasza makaronowa są płatki zbożowe. Owsiane znają wszyscy, są też takie z gryki, jęczmienia, żyta, prosa i pszenicy/orkiszu. Gniecione ziarno gotowe do spożycia po kilkuminutowym przegotowaniu albo zaparzeniu. Zwykle i tak co najmniej raz dziennie potrzeba do czegoś wrzątku, więc mieszanie w garze na ognisku czy palniku dwie minuty dłużej nie stanowi problemu. Do tego spora garść dzikiego zielska i/lub grzyby, trochę ziół i tak, Franuś, jak bardzo chcesz, możesz dorzucić konserwę.
Ostatnio grzyby dopisały, nie trzeba było nawet schodzić ze szlaku, żeby upolować zajączki i kurki. Najprostszą propozycją zamiast zupki w proszku i kuskusu jest gęsty krupnik z podgrzybkami i dzikim oregano. Akurat na deszczowy wieczór.
Dzikie oregano, czyli lebiodka pospolita (Origanum vulgare), jest łatwe do rozpoznania, zawsze też można upewnić się po zapachu, czy właściwie się oznaczyło napotkaną roślinę. Jest on bardziej aromatyczny i bardziej żywy, zielony niż w przypadku suszonych ziół, ale zdecydowanie podobny. W krupniku oregano można zastąpić na przykład bluszczykiem kurdybankiem.
Danie oparte na tym samym założeniu to kasza z kurkami i krwawnikiem. Krwawnika (Achillea millefolium) jest wszędzie pełno, na zdjęciu widać jego pierzaste drobne listki i białe kwiaty. Pasowałaby mi również macierzanka, ale w pobliżu jej nie było.
kasza z kurkami i krwawnikiem
pół litra wody
pół litra kurek
150 g płatków jęczmiennych
listki krwawnika
sól, pieprz
Do osolonego wrzątku wsypać dokładnie opłukane i niezbyt drobno pokrojone kurki i gotować 5 minut. Dosypywać po łyżce kaszę, a kiedy zacznie się pienić z zamiarem wykipienia, zamieszać, zdjąć z ognia i przykryty garnek odstawić na dwie minuty. Doprawić pieprzem i w razie potrzeby dosolić. Gotować jeszcze minutę ciągle mieszając. Przed podaniem posypać drobno posiekanym krwawnikiem.
Z podanych proporcji wyszedł cały litrowy kubek, a więc spora porcja dla dwóch ludzi. Świeże leśne grzyby nawet przyrządzone w tak prosty sposób biją smakiem kostki rosołowe i temu podobne polepszacze. Można je wcześniej przesmażyć na oleju, który najwygodniej w teren zabrać w małej plastikowej buteleczce po sosie sojowym, takiej jak dostaje się do sushi na wynos.
Ale spotykam z niezwykłą powtarzalnością zupełnie inny model turystycznego jadłospisu. Kaszka dla niemowląt z mlekiem w proszku i pasztet drobiowy z puszki na chrupkim pieczywie (śniadanie), kuskus z mielonką (obiad), zupka chińska z Radomia znów z konserwą (kolacja). A sporadycznie trafiają się wojskowe racje żywnościowe obowiązkowo ze sztućcami, papierem toaletowym i cukierkiem w środku albo pomysły typu słonina w pszennych tortillach, żeby było na raz lekko i kalorycznie. Wiadomo jeszcze, że istnieją liofilizaty, ale jakoś ich powszechnie na szlakach nie widać. Każdy może wybrać, co mu pasuje, tylko warto wiedzieć, że nie jest się skazanym na kuskus.
Równie lekkie, co obrzydła kasza makaronowa są płatki zbożowe. Owsiane znają wszyscy, są też takie z gryki, jęczmienia, żyta, prosa i pszenicy/orkiszu. Gniecione ziarno gotowe do spożycia po kilkuminutowym przegotowaniu albo zaparzeniu. Zwykle i tak co najmniej raz dziennie potrzeba do czegoś wrzątku, więc mieszanie w garze na ognisku czy palniku dwie minuty dłużej nie stanowi problemu. Do tego spora garść dzikiego zielska i/lub grzyby, trochę ziół i tak, Franuś, jak bardzo chcesz, możesz dorzucić konserwę.
Ostatnio grzyby dopisały, nie trzeba było nawet schodzić ze szlaku, żeby upolować zajączki i kurki. Najprostszą propozycją zamiast zupki w proszku i kuskusu jest gęsty krupnik z podgrzybkami i dzikim oregano. Akurat na deszczowy wieczór.
Dzikie oregano, czyli lebiodka pospolita (Origanum vulgare), jest łatwe do rozpoznania, zawsze też można upewnić się po zapachu, czy właściwie się oznaczyło napotkaną roślinę. Jest on bardziej aromatyczny i bardziej żywy, zielony niż w przypadku suszonych ziół, ale zdecydowanie podobny. W krupniku oregano można zastąpić na przykład bluszczykiem kurdybankiem.
Danie oparte na tym samym założeniu to kasza z kurkami i krwawnikiem. Krwawnika (Achillea millefolium) jest wszędzie pełno, na zdjęciu widać jego pierzaste drobne listki i białe kwiaty. Pasowałaby mi również macierzanka, ale w pobliżu jej nie było.
kasza z kurkami i krwawnikiem
pół litra wody
pół litra kurek
150 g płatków jęczmiennych
listki krwawnika
sól, pieprz
Do osolonego wrzątku wsypać dokładnie opłukane i niezbyt drobno pokrojone kurki i gotować 5 minut. Dosypywać po łyżce kaszę, a kiedy zacznie się pienić z zamiarem wykipienia, zamieszać, zdjąć z ognia i przykryty garnek odstawić na dwie minuty. Doprawić pieprzem i w razie potrzeby dosolić. Gotować jeszcze minutę ciągle mieszając. Przed podaniem posypać drobno posiekanym krwawnikiem.
Z podanych proporcji wyszedł cały litrowy kubek, a więc spora porcja dla dwóch ludzi. Świeże leśne grzyby nawet przyrządzone w tak prosty sposób biją smakiem kostki rosołowe i temu podobne polepszacze. Można je wcześniej przesmażyć na oleju, który najwygodniej w teren zabrać w małej plastikowej buteleczce po sosie sojowym, takiej jak dostaje się do sushi na wynos.
Etykiety:
chwasty,
dzikie oregano,
dzikie rośliny jadalne,
grzyby,
kasza,
krwawnik,
kurki,
podgrzybki,
przyprawy,
rośliny dziko rosnące,
w dziczy,
wegańskie,
wegetariańskie,
zupy
sobota, 6 sierpnia 2016
wiesiolka szparagowa
Nasz ulubiony współlokator miał w zwyczaju pytać gości kawa z mlekiem, czy z cukrem?. No to idąc tym tropem – pomidory z solą czy z pieprzem? Dla mnie z pieprzem, wyłącznie.
Wizja lekkiej kolacji miała postać sałatki z pomidorów z kwiatami wiesiołka. Czerwono-żółte nasycone barwy. Ale po deszczowym dniu kwiaty były zmaltretowane i nasiąknięte wodą, a w dodatku jakiś łąkowy bukieciarz przetrzebił kwitnące łodygi tak, że z daleka nie było ich prawie wcale widać. Postanowiłam zamienić kwiaty na młode torebki nasienne. Cała roślina, może oprócz surowych nasion, ma pieprzowy posmak – najbardziej wyczuwalny w korzeniach (opis tutaj).
Torebki są smaczne, dopóki są elastyczne, a nasiona jeszcze się nie wykształciły. Ponieważ wiesiołek może być jedzony na surowo, dobrym sprawdzianem jest nadgryzienie wątpliwego owocu. Włóknisty z wyraźnymi ziarnami będzie zbyt stary, żeby go przyrządzać. W praktyce najlepiej wybierać łodygi ciągle kwitnące i zbierać kilka najwyższych owoców zaraz pod kwiatami, albo wybierać jasnozielone z samego czubka. Kolory torebek na łodydze mogą być wskazówką – często zmieniają się ku górze: żółtawy, ciemnozielony, jasnozielony. Odrobinę podobne do owoców są też nierozwinięte pąki kwiatowe, jednak one poza inną konsystencją mają długi ogonek.
sałatka „pomidory z pieprzem”
2 pomidory
duża garść młodych owoców wiesiołka
listki bazylii
oliwa z oliwek, musztarda (sarepska i francuska)
Torebki nasienne obgotować około 5 minut w posolonej wodzie. Składniki sosu, czyli oliwę i dwa rodzaje musztardy, połączyć w jednolitą emulsję – najłatwiej wstrząsając w małym słoiku, można też dodać do nich odrobinę wody. Warzywa wymieszać i polać sosem.
Owoce wiesiołka dwuletniego (Oenothera biennis) z wody przypominają trochę pieprzną fasolkę szparagową. I potwierdza się, że wrażliwość na ten pikantny smak jest różna u różnych osób – do tego stopnia, że niektórym trudno go w ogóle wyczuć, podczas gdy dla innych zbyt ostra jest najmniejsza część.
Wizja lekkiej kolacji miała postać sałatki z pomidorów z kwiatami wiesiołka. Czerwono-żółte nasycone barwy. Ale po deszczowym dniu kwiaty były zmaltretowane i nasiąknięte wodą, a w dodatku jakiś łąkowy bukieciarz przetrzebił kwitnące łodygi tak, że z daleka nie było ich prawie wcale widać. Postanowiłam zamienić kwiaty na młode torebki nasienne. Cała roślina, może oprócz surowych nasion, ma pieprzowy posmak – najbardziej wyczuwalny w korzeniach (opis tutaj).
Torebki są smaczne, dopóki są elastyczne, a nasiona jeszcze się nie wykształciły. Ponieważ wiesiołek może być jedzony na surowo, dobrym sprawdzianem jest nadgryzienie wątpliwego owocu. Włóknisty z wyraźnymi ziarnami będzie zbyt stary, żeby go przyrządzać. W praktyce najlepiej wybierać łodygi ciągle kwitnące i zbierać kilka najwyższych owoców zaraz pod kwiatami, albo wybierać jasnozielone z samego czubka. Kolory torebek na łodydze mogą być wskazówką – często zmieniają się ku górze: żółtawy, ciemnozielony, jasnozielony. Odrobinę podobne do owoców są też nierozwinięte pąki kwiatowe, jednak one poza inną konsystencją mają długi ogonek.
sałatka „pomidory z pieprzem”
2 pomidory
duża garść młodych owoców wiesiołka
listki bazylii
oliwa z oliwek, musztarda (sarepska i francuska)
Torebki nasienne obgotować około 5 minut w posolonej wodzie. Składniki sosu, czyli oliwę i dwa rodzaje musztardy, połączyć w jednolitą emulsję – najłatwiej wstrząsając w małym słoiku, można też dodać do nich odrobinę wody. Warzywa wymieszać i polać sosem.
Owoce wiesiołka dwuletniego (Oenothera biennis) z wody przypominają trochę pieprzną fasolkę szparagową. I potwierdza się, że wrażliwość na ten pikantny smak jest różna u różnych osób – do tego stopnia, że niektórym trudno go w ogóle wyczuć, podczas gdy dla innych zbyt ostra jest najmniejsza część.
piątek, 5 sierpnia 2016
mała Zemsta
To mój prezent urodzinowy. Ma na imię Zemsta Roślin, a w papierach Dionaea muscipula, czyli muchołówka amerykańska i ma mnie zjeść. Na razie jest postrachem owocówek, a z mojej strony nic jej nie grozi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)