poniedziałek, 25 lipca 2016

dzika sałata

Kto widział kwit­nącą sałatę, ten pew­nie roz­po­zna pokre­wień­stwo z nie­któ­rymi chwa­stami. Naj­bar­dziej rzuca się w oczy, kiedy patrzy się na mlecz warzywny i sałatę kom­pa­sową. Oba gatunki na surowo są tro­chę gorz­kie i stra­szą mlecz­nym sokiem, a sałata dodat­kowo grze­bie­niem kol­ców przez śro­dek spodniej strony liści, ale kiedy pod­smaży się młode liście na dobrej oli­wie, wycho­dzi ide­alny doda­tek do świe­żej cia­batty albo bagietki. Listki świet­nie chłoną olej nabie­ra­jąc deli­kat­no­ści i nie­wiele wię­cej potrzeba do szczę­ścia.


dzikie rośliny jadalne, jadalne chwasty, dzika sałata przepis


dzika sałata na oli­wie

pęczek dzi­kiej sałaty: mle­cza warzyw­nego albo sałaty kom­pa­so­wej
oliwa z oli­wek z pierw­szego tło­cze­nia
kwiaty i listki macie­rzanki pia­sko­wej (lub tymia­nek), sól
pszenne pie­czywo

Liście oddzie­lić od łody­żek – twarde czę­ści odrzu­cić. Zie­le­ninę umyć i osu­szyć, a pędy lepiej posie­kać, bo bywają włók­ni­ste. Sma­żyć krótko na oli­wie nie roz­grze­wa­jąc zbyt­nio patelni. Na koniec posy­pać macie­rzanką i ewen­tu­al­nie poso­lić. Poda­wać ze świe­żym pie­czy­wem.


mlecz warzywny przepis, jadalne chwasty, jadalne kwiaty, sow thistle recipe


Macie­rzankę pia­skową (Thymus serpyllum) spo­tka­li­śmy z Potwo­rem brnąc rowe­rami piasz­czy­stą drogą w sosno­wym lesie. Bawi­li­śmy się w roz­po­zna­wa­nie roślin z sio­dła pod­czas jazdy, ale dla tego maleń­stwa zro­bi­li­śmy postój, żeby uzbie­rać tro­chę z prze­zna­cze­niem do kuchni.


dzikie zioła przepis, przyprawy z dzikich roślin, dziki tymianek, wild thyme


Mlecz warzywny (Sonchus oleraceus) jest dość daleko spokrewniony z mniszkiem lekarskim. Z wyglądu raczej drapaty, ale młode liście wyglądają nawet apetycznie. Tego poniżej postanowiły podgryźć miniarki.


sonchus oleraceus, dzikie rośliny jadalne, dzika sałata, common sowthistle, edible wilds


Sałata kom­pa­sowa (Lactuca serriola) nadaje się do jedze­nia, póki młoda. Star­sze liście odstra­szają wyschnię­tymi kol­cami, które na tym eta­pie są już twarde i znie­chę­cają słusz­nie, bo stare rośliny mogą być przy­czyną zatruć. Na zdję­ciu widać je jako jesz­cze mięk­kie nie­szko­dliwe igiełki.


lactuca serriola, prickly lettuce, dzikie chwasty przepis, edible wilds


Jesz­cze inną dziką sałatą jest cyko­ria podróż­nik, ale na nią są też inne spo­soby.


common chicory, cichorium intybus, dzika sałata

czwartek, 21 lipca 2016

sekretne życie roślin #2 szczawik

Te małe „koni­czynki” są wszę­dzie. W lesie, ogro­dzie i na osie­dlo­wych traw­ni­kach w Mie­ście. Nie bywają czte­ro­listne, ale są jadalne i kwa­śne jak szczaw. Zanim poczu­je­cie się z nim pew­niej w kuchni, to wła­śnie potrawy ze szcza­wiu mogą dostar­czyć inspi­ra­cji, bo obie zie­le­niny można przy­rzą­dzać iden­tycz­nie. Patrz­cie pod nogi, szcza­wik zaję­czy (Oxa­lis ace­to­sella) i szczawik żółty (Oxalis stricta).


niedziela, 17 lipca 2016

high five o'clock

Ake­bia pię­cio­list­kowa to odporne pną­cze, ale i tak w mia­steczku nie chce owo­co­wać. Nie wyja­dam jej fan­ta­zyj­nych kwia­tów, a mimo to owoce się nie poja­wiają. No to powy­ja­dam palczaste liście, tych jej nie brak.


akebia pięciolistkowa, akebia quinata, jadalne rośliny ogrodowe


W lite­ra­tu­rze zna­la­złam wzmiankę, że z liści ake­bii można zro­bić her­batę. Ponie­waż nawet zwię­dłe są bar­dzo sztywne i raczej kru­che niż wiot­kie, nie bar­dzo chcą aro­matyzować napar w postaci nie­obro­bio­nej. Stąd pomysł, żeby je prze­fer­men­to­wać.




her­batka z fer­men­to­wa­nych liści ake­bii

Zer­wane liście umyć, osu­szyć i zgnieść. Zamknąć w szczel­nym naczy­niu i przez dwie godziny utrzy­my­wać w tem­pe­ra­tu­rze około 50°. Powinny ściem­nieć i tro­chę zapa­ro­wać. Gotową her­batę wysu­szyć i prze­cho­wy­wać w papie­ro­wej torebce.
Por­cję kilku liści zale­wać wodą o tem­pe­ra­tu­rze 90-100° i zapa­rzać 5 minut pod przy­kry­ciem.


fermentowana herbata, herbata ziołowa, jadalne rośliny ogrodowe, herbata z akebii przepis


Świeżo fer­men­to­wane liście mają bar­dzo wyraźny aro­mat, który w napa­rze deli­kat­nieje. Róż­nicę w kolo­rze mię­dzy świe­żymi a przy­go­to­wa­nymi i zapa­rzo­nymi liśćmi dobrze widać na zdję­ciu.
Napój ma szansę pod­pa­so­wać miło­śni­kom zie­lo­nych her­bat, ale moc­nej czar­nej nie zastąpi.

sobota, 16 lipca 2016

filety z fioletu

Dziś na deser jemy fio­let. Borówki z ogrodu, małe samo­siejne fiołki trój­barwne i wypie­lę­gno­wane więk­sze bratki.


sałatka z kwiatów, sałatka owocowa, jadalne kwiaty


mini­sa­łatka z boró­wek i brat­ków

kwiaty i listki fioł­ków trój­barw­nych
borówki ame­ry­kań­skie
kwiat nagietka

Listki umyć, kwiaty bar­dzo deli­kat­nie opłu­kać i osu­szyć. Na każda por­cję ukła­dać naj­pierw liście, potem owoce, na końcu kwiaty. Oddzie­lić płatki nagietka i posy­pać nimi gotową sałatkę


kwiatowa sałatka przepis, jadalne kwiaty, sałatka z kwiatów, sałatka owocowa


Bratki sma­kują raczej wytraw­nie, ale nie-gorzko, nie-cierpko, nie-pikant­nie i pasują do boró­wek. Liście spra­wiają, że ten letni żart można potrak­to­wać jako praw­dziwą sałatkę. Jest naprawdę pyszny.

piątek, 15 lipca 2016

dwa atlasy

Dopóki nie zoba­czy­łam dwóch ksią­żek na raz, zasta­na­wia­łam się, czy są przy­go­to­wane jako zestaw. Nie są, co można było prze­wi­dzieć: różni auto­rzy, powta­rza­jące się infor­ma­cje, zdu­blo­wane sche­maty budowy roślin i słow­ni­czek. Wspólne są aż 42 gatunki, więc siłą rze­czy ich opisy zna­la­zły się w obu książ­kach, zwy­kle opa­trzone iden­tycz­nymi zdję­ciami. To nie­mal połowa wszyst­kich roślin ujętych w „Atla­sie dzi­kich kwia­tów” i trze­cia część zawar­to­ści „Atlasu ziół”. Te książki skom­pre­so­wane do jed­nego tomu byłyby świetne, ale i tak są dobre. Oba atlasy zawie­rają łaciń­skie nazwy oraz infor­ma­cje o wystę­po­wa­niu i cechach każ­dej opi­sa­nej rośliny i jej wyko­rzy­sta­niu. Oba mają rów­nie mylące pod­ty­tuły. Ale po kolei.


atlas ziół, atlas dzikich kwiatów, dzikie rośliny jadalne


Atlas ziół. Kuli­narne wyko­rzy­sta­nie roślin dziko rosną­cych” (AZ) jest tak naprawdę książką o rośli­nach przy­pra­wo­wych. Byli­nach, jed­no­rocz­nych, dwu- i wielo­let­nich, drze­wach, krze­wach. Dzi­kich, upraw­nych, dzi­cze­ją­cych. W sumie obec­ność około 40 roślin kłóci się z pod­ty­tu­łem, choćby ajo­wana, alpi­nii, anyżu gwiazd­ko­wa­tego, wasabi, cibory, trawy cytry­no­wej, kapara, kar­da­monu, kur­kumy, lawendy, lukre­cji, mirtu, musz­ka­to­łowca, sasa­frasu czy lauru. Z kolei zaska­kuje brak na przy­kład pio­łunu i tasz­nika.
Prze­pisy potrak­to­wane są hasłowo, jak zwy­kle bywa z przy­pra­wami. Recep­tur z poda­nymi cza­sami i dokład­nymi pro­por­cjami jest tylko kilka. Może to przy­spo­rzyć roz­te­rek nie­do­świad­czo­nym w kuchni, ale wię­cej szcze­gółów niż wymie­nie­nie zasto­so­wań byłoby zwy­czaj­nie nie­po­trzebne. (Roz­pi­sy­wa­nie dokład­nego prze­pisu np. na pie­czeń jagnięcą z maje­ran­kiem jako danie z dzi­kich roślin zawsze wyda­wało mi się śmieszne.)
Gdzie­nie­gdzie podane są alter­na­tywne nazwy. Bywają wspo­mniane wła­ści­wo­ści lecz­ni­cze, ale tylko jako krótka wzmianka. Autorka przed­sta­wiona jest jako pra­cow­nik naukowy Kate­dry Bota­niki i Eko­lo­gii Roślin wro­cław­skiego Uni­wer­sy­tetu Przy­rod­ni­czego.



atlas dzikich kwiatów, dzikie rośliny jadalne, edible wild plants book


„Atlas dzi­kich kwia­tów. Kuli­narne i lecz­ni­cze wyko­rzy­sta­nie kwia­tów dziko rosną­cych” (ADK) we wstę­pie wyja­śnia, że opi­suje „rośliny kwia­towe”, co odpo­wia­da­łoby wszyst­kim rośli­nom nasien­nym, ale spis tre­ści pozwala przy­pusz­czać, że cho­dziło tylko o okry­to­na­sienne. Więk­szości opi­sa­nych roślin kwia­tów w ogóle się nie używa. Taka zmyła.
Hasła są przy­go­to­wane rze­tel­nie, sku­piają się bar­dziej na lecz­ni­czym zasto­so­wa­niu niż kuli­nar­nym, a mimo­cho­dem podają mnó­stwo przy­dat­nych szcze­gółów dla chwa­sto­żercy.
Dużym plu­sem jest szcze­gółowe uwzględ­nie­nie warun­ków susze­nia surowca zie­lar­skiego. Do zalet zali­czam też poda­nie biblio­gra­fii. Znam kilka z wyko­rzy­sta­nych pozy­cji, ale nie mia­łam wra­że­nia czy­ta­nia pozszy­wa­nej mozaiki wcze­śniej­szych źró­deł. Wadą jest brak zwy­cza­jo­wych nazw roślin.





Tra­fiają się błędy mery­to­ryczne, ale nie jest ich wiele i są nie­groźne. ADK infor­muje, że korzeń dzi­kiej mar­chwi jest nie­ja­dalny (!), a morwę białą nazywa morwą czarną suge­ru­jąc się ciem­nym kolo­rem jej owo­ców. AZ ilu­struje hasło o maku lekar­skim zdję­ciem maku polnego, a por­tu­lakę opi­suje jako słodko-kwa­śną w smaku, pod­czas gdy w dru­giej książce jest zde­cy­do­wa­nie bliż­szy praw­dzie opis: słono-kwa­śna.

Pod wzglę­dem gra­fiki jest naprawdę dobrze. Sta­ran­nie dobrane ilu­stra­cje poma­gają samo­dziel­nie ozna­czyć rośliny, szcze­gól­nie te, przy któ­rych zostały zamiesz­czone bota­niczne ryciny. Tro­chę mnie gry­zie w oczy brak justo­wa­nia w dużych blo­kach tek­stu, tym bar­dziej, że jest zasto­so­wane we wstęp­nych roz­dzia­łach, ale to raczej szcze­gół.
Okładki wpi­sują się w tra­dy­cję par­cia na fio­let. (Patrzę na półkę i książki o jadal­nych chwa­stach zawie­rają wię­cej fio­letu niż cała reszta spo­rego regału.)

To nie są książki w teren, twarda oprawa i mno­gość zdjęć szybko wzbu­dzi­łaby agre­sję w kimś, komu by przy­szło nosić któ­rąś z nich w ple­caku. W swo­jej biblio­teczce zali­czam je do domo­wych pomoc­ni­czych, ale spo­koj­nie mogą słu­żyć do zapo­zna­wa­nia się z rośli­nami dziko rosną­cymi oso­bom pew­nym sie­bie w kuchni (AZ) i nie­sy­tym pod­staw zie­lar­stwa (ADK).


(2015). Atlas ziół. Kuli­narne wyko­rzy­sta­nie roślin dziko rosną­cych. Wydaw­nic­two SBM. War­szawa

(2015). Atlas dzi­kich kwia­tów. Kuli­narne i lecz­ni­cze wyko­rzy­sta­nie kwia­tów dziko rosną­cych. Wydaw­nic­two SBM. War­szawa

wtorek, 12 lipca 2016

downburst i gradobicie

Na gospo­da­rzy spa­dły klę­ski żywio­łowe. Prądy zstę­pu­jące i grad wiel­ko­ści (zależy od opi­su­ją­cego) dużych wino­gron albo małych śli­wek. Wytłu­kły ter­mo­me­try okienne, warzyw­niak, ogro­dowe doniczki i osłony samo­chodu. Wym­łó­ciły świerki i kwiaty. Zła­mały modrze­wia, wierzbę, zalały co mogły i odcięły od prądu. Potwór jako łowca burz do końca nawał­nicy trwał w zachwy­cie, a potem ruszył do akcji ratow­ni­czej.
Liliowce były osło­nięte od wia­tru, mimo to po burzy nie został ani jeden cały kwiat.


gradobicie zniszczenia, liliowiec, downburst zniszczenia


Wiatr zrzu­cił trzy nieduże gniazda os. Doro­słe owady, które prze­żyły, były mokre, oszo­ło­mione, nie­zdolne do pro­te­stu. Osy też są dzi­kie i jadalne… larwy os na pewno. I (zależy od opi­su­ją­cego) słod­kawe i mięk­kie albo mdłe i tra­no­wate.


gradobicie zniszczenia, jadalne owady, larwy osy, jadalne larwy, downburst zniszczenia

poniedziałek, 11 lipca 2016

brakuły

Wszyst­kie jawne sub­sty­tuty są tro­chę podej­rzane. Oliwki z dere­nia, kasz­tany wodne z mło­dych ziem­nia­ków, nasturcjowe kapary, pędy bam­busa z głąba kala­fiora, sojowe mięso, suszone liczi z moreli. Po pro­stu litość i trwoga, ale z dużą dawką fascy­na­cji. Dorzu­cam do tego bro­kuły z komosy.




goto­wane kwiaty komosy

Z roślin zry­wać górną część pędu z kwia­tami. Umyć, krótko obgo­to­wać w wodzie z solą i cukrem (ok. 5 minut), odce­dzić. Polać oliwą lub sto­pio­nym masłem i posy­pać świeżo zmie­lo­nym pie­przem albo poda­wać z zasmażką z tar­tej bułki.


komosa biała, kwiaty komosy, lamb's quarters flowers, jadalne chwasty


Mimo nikłego podo­bień­stwa smaku z bro­ku­łami, myśle­nie o komo­sie w ten spo­sób pomaga w szyb­kim wymy­śla­niu nowych potraw. Tro­chę fał­szer­stwo, ale jakże prak­tyczne.

niedziela, 10 lipca 2016

lili-laj!

Liliowce jedli­śmy żyw­cem, były też piklami. Teraz mają farsz i rów­nież im pasuje. W naszym let­nim świe­cie to taki odpo­wied­nik kana­pek z bia­łym serem.


jadalne kwiaty liliowca, daylily edible, liliowiec


Chru­piące kwiaty o onie­śmie­la­ją­cych cytru­so­wych kolo­rach, im bli­żej ogonka, tym ostrzej­sze w smaku. Z czymś dobrym w środku. Szyb­kie jedze­nie w rękę na wynos – na ogród.


kwiaty liliowca, kwiaty cukinii, edible daylily, zuccini flowers


kwiaty liliowca fasze­ro­wane serem

10 roz­wi­nię­tych kwia­tów liliowca
ok. 5 dużych pąków kwia­to­wych
spory pęczek szczy­piorku
200 g twa­rogu
100 g topio­nego serka śmie­tan­ko­wego
sól, pieprz

Z kwia­tów usu­nąć słupki i prę­ciki. Pączki i szczy­pio­rek drobno posie­kać, połą­czyć z serami na jed­no­litą pla­styczną masę, dopra­wia­jąc solą i pie­przem. Każdy kwiat nadzie­wać nie­dużą ilo­ścią far­szu (obję­to­ści peł­nej łyżeczki raczej niż łyżki), naj­ła­twiej jedną ręką, żeby druga pozo­sta­wała sucha do trzy­ma­nia kwia­tów. Poda­wać od razu, otwarte.


faszerowane kwiaty liliowca, jadalne kwiaty, nadziewane kwiaty, stuffed daylily, daylily flowers

poniedziałek, 4 lipca 2016

purchawa

Tra­fi­łam na młode pur­chawki jeżowate roz­siane po traw­niku. Nie­stety nie było czar­ciego kręgu, chyba żeby wli­czyć do niego białe sto­krotki.




Takie mło­dziaki z bia­łym środ­kiem są jadalne po obraniu, pie­czar­ko­po­dobne. Uwaga tylko na miej­sce zbie­ra­nia, bo aku­mu­lują metale cięż­kie.

piątek, 1 lipca 2016

piękna katastrofa

Miał to być chyba dżem ze świerka. Ale w mia­steczku aku­rat świerki nie­zbyt dorodne, za to jodła piękna, ze swoim pro­stym pniem, szarą korą, pęche­rzy­kami żywicy i zapa­chem. Nikt nie spró­bo­wał pędzel­ków jasnych mło­dych igieł przed zdże­mo­wa­niem i przy mojej degu­sta­cji gotowy prze­twór oka­zał się aro­ma­tyczny słodko-gorzki, zbyt wyra­zi­sty do jedze­nia. Nic z tonów cytru­so­wych, raczej roz­ma­ry­nowe i to wła­śnie napro­wa­dziło mnie na trop ide­al­nego wyko­rzy­sta­nia. Wspa­niale kom­po­nuje się z pomi­do­ro­wymi sosami, kiedy doda­tek ziół pro­wan­sal­skich byłby zbyt oczy­wi­sty.
Dosta­łam cały zapas.


jodłowa przyprawa, przyprawa do sosów pomidorowych, fir jam


jodłowa przy­prawa do sosów pomi­do­rowych

1 część naj­młod­szych igieł jodły
1 część brą­zo­wego cukru
odro­bina wody

Igły bar­dzo drobno posie­kać, można użyć blen­dera. Wymie­szać z cukrem i nie­wielką ilo­ścią wody, a potem zago­to­wać kilka minut. Prze­ło­żyć do wypa­rzo­nych sło­icz­ków i dla pew­no­ści zapa­ste­ry­zo­wać.

Prze­pis na jeden z moich ulu­bio­nych sosów do maka­ronu od teraz wygląda tak: młodą cuki­nię pokro­joną w cien­kie pla­stry pod­sma­żam na oli­wie z cebulą, kiedy zmięk­nie i trochę się przyrumieni, dodaję prze­cier pomi­do­rowy, małą szczyptę soli i łyżeczkę jodło­wego dżemu. Gdy mam ochotę, dopra­wiam jesz­cze świe­żym czosn­kiem albo zabie­lam jogur­tem.